Serial Walking Dead składa się z jedenastu sezonów, które łącznie gwarantują ponad 170 pełnych wrażeń odcinków. Ostatni odcinek The Walking Dead ukazał się w 2022 roku, tym samym zamykając telewizyjny serial. TWD zdobył 2 nagrody Emmy w kategorii najlepsza charakteryzacja, 36 innych nagród i aż 130 nominacji. "The Walking Dead" ended an 11-season run in 2022 but has spawned many spin-off series. A Daryl Dixon show just ended its first season. The final episodes of " Fear TWD " will start in October. [This story contains full spoilers for The Walking Dead comic book series from Robert Kirkman, Charlie Adlard and Skybound Entertainment.]. Envisioned as “the zombie movie that never ends I was wondering what is the correct order to play the Walking Dead Series? 1) Seasons 1 2) Season 2 3) The Walking Dead: Michonne 4) The Walking Dead: 400 Days 5) The Walking Dead: New Frontier By Daniel Dockery Jun 19, 2023, 8:30am EDT. With 11 seasons of a main series, eight seasons of a companion series, and various other spinoffs either currently running or in the works, the Walking To keep their annual Holiday Heist-tacular afloat, Mr. Wolf and his crew of animal outlaws will have to restore the whole city's Christmas spirit — fast! In the wake of a zombie apocalypse, survivors hold on to the hope of humanity by banding together to wage a fight for their own survival. Watch trailers & learn more. . Wydawało się, że zakończenie czwartego sezonu podsumuje również całość Fear the Walking Dead. AMC postanowiło jednak pociągnąć dalej losy Alicii, Morgana, Al, Logana i całej reszty. Czy piąty sezon przyniesie odświeżenie? Chociaż początkowo Fear the Walking Dead miał być serialem opowiadającym o początkach epidemii zombie, którą znamy z The Walking Dead, w ciągu 4 sezonów historia zbiegła się z pierwotną opowieścią. Podobne stały się także losy bohaterów, w których ciągłą walkę o przetrwanie utrudniają już nie hordy ożywionych trupów, a inni ludzie. Malowane trupy Zakończenie poprzedniego sezonu sugerowało reset i nowy start dla serii. Myślę tu nie tylko o wymianie niemal wszystkich bohaterów, ale także o objęciu całkiem nowej misji przez naszą grupę. Postanowili bowiem nieść nadzieję światu i innym ocalałym, próbując przy tym zebrać wszystkich chętnych do odbudowania resztek cywilizacji. Reset ten jest jednak tylko teoretyczny, w praktyce serial znowu wpada w utarte tory – budowa lub ochrona schronienia i podstępny zły koleś, który stara się pokrzyżować te plany. Jedyne co ulega zmianie, to – ponownie – otoczka tego wszystkiego. Wysłani samolotem bohaterowie trafiają na radioaktywne pustkowia, gdzie dzieje się coś dość mrocznego i tajemniczego, a próbująca ustalić szczegóły Al, zostaje porwana. Kadr z serialu Niemniej trudno jednoznacznie skrytykować serial. Z jednej strony znowu wbija nas w oklepaną formułę, z drugiej jednak – nowa otoczka jest wykorzystywana bardzo świadomie i konsekwentnie konstruowana. Przyjemnie jest także popatrzeć na duet Morgana i Alice, dzielnie kontynuującej dziedzictwo swojej matki. Świetnie sprawdzają się też wątki survivalowe, które uwielbiam od samego początku i bardzo żałowałam, kiedy serial zaczął iść w ślady swojego pierwowzoru, skupiając się na międzyludzkich dramatach. Dlatego tym bardziej ciekawie robi się, bo nareszcie zaczęto zwracać uwagę na aspekty przetrwania i takie kwestia, jak dotąd niekończąca się benzyna. Jeżeli twórcy będą dalej prowadzić narrację w tym tonie, Fear the Walking Dead stanie się naprawdę przyzwoitą pozycją. Całkiem nowe zombie Zanim jednak to nastąpi do zwalczenia pozostają jeszcze dwa największe mankamenty: kiepskie dialogi i konstrukcja fabuły. To pierwsze wymaga tylko nieco uważniejszego pisania. Wystarczyłoby, aby postaci przestały nadmiernie powtarzać „słowa klucze”, a wypowiadane przez nie kwestie od razu zyskałyby na realizmie. Druga znacząca wada serialu to już twardszy orzech do zgryzienia, chociaż także i ona jest możliwa do rozwiązania poprzez scenariusz. Niektóre ze zwrotów akcji nadal wypadają dość sztucznie i wymuszenie. Co więcej, w połączeniu z nienaturalnie brzmiącymi dialogami całość przypomina nieco skrypt generowany przez bota. Kadr z serialu Fear the Walking Dead to taka brzydsza siostra The Walking Dead. Po początkowych sezonach, opowiadających o pierwszych chwilach apokalipsy zombie, twórcy uderzyli w, wydawałoby się, bardziej atrakcyjne tony, kopiując wątki znane oryginalnego serialu. Niestety przez to seria straciła swoją unikalność, stając się jedynie tanią kopią. Dopiero wymiana bohaterów i przebudowanie głównych wątków pozwoliły na dostateczne odświeżenie formuły. I chociaż nie jest to jeszcze najlepszy serial z żywymi trupami w rolach (prawie) głównych, to widać nieśmiało kwitnący potencjał. Tym bardziej jestem ciekawa, co zaproponuje druga część piątego sezonu. Ostatni dzień na Ziemi, bo tak się zwie ostatni odcinek szóstego sezonu The Walking Dead, to popis umiejętnego budowania poprzednim odcinku #19. THE WALKING DEAD. „Ostatni dzień na Ziemi”, czyli wielkie wejście NeganaNie ukrywam, że jestem umiarkowanym fanem serialu The Walking Dead, co nie oznacza, że nie dostrzegam ogromnej liczby mankamentów, z jakimi na przestrzeni wielu sezonów musieli obcować widzowie. Rozciągnięta do maksimum fabuła składała się wielokrotnie z absolutnie niepotrzebnych odcinków i postaci niemających żadnego wpływu na to, co najistotniejsze dla głównych bohaterów. Były sezony ciekawsze, były sezony-memy, mogące być co najwyżej pośmiewiskiem dla adeptów scenariopisarstwa, aczkolwiek jedno muszę przyznać – wprowadzenie do teatru zdarzeń Negana było istnym szóstym sezonie The Walking Dead Rick Grimes i jego wesoło mordercza gromadka byli już doświadczonymi wojownikami, którzy w kluczowych momentach potrafili wyłączyć sumienia, aby w walce na śmierć i życie uratować siebie oraz najbliższych. Pamiętajmy, że w tym sezonie ponownie Rick zapuszczał brodę, co miało niebagatelne znaczenie dla sposobu, w jaki podejmował kluczowe decyzje. Jak bowiem głosi stara prawda – im dłuższy zarost Ricka, tym większe prawdopodobieństwo, że mężczyzna sięgnie po przemoc i brutalnie zakończy rozgrywkę z przeciwnikiem. Może to kwestia brody, a może rozzuchwalenie oraz nadmierna pewność siebie zadecydowały o tym, iż Rick bez wahania szukał konfrontacji ze Zbawcami – kolejnym postapokaliptycznym gangiem, którego okrucieństwo obrosło legendą. W pogardzie mając wszelkie znaki pojawiające się na niebie i ziemi, Rick ruszył na Zbawców, sądząc, że prewencyjne uderzenie zakończy jeszcze nierozpoczętą wojnę. Ostatni dzień na Ziemi, bo tak się zwie ostatni odcinek szóstego sezonu The Walking Dead, to popis umiejętnego budowania napięcia. Drużynie Ricka wydaje się, że kontroluje sytuację i potrafi przechytrzyć wrogów, tymczasem z minuty na minutę okazuje się, w jakim jest tragicznym błędzie. Zbawcy zaciskają wokół bohaterów krąg niczym dłonie na szyi ofiary. Bawią się w kotka i myszkę, dając złudne uczucie, że jeszcze istnieje szansa na ucieczkę, że jeszcze nic nie jest stracone. Wszystkie drogi prowadzą jednak do Negana i jego nieodłącznej Lucille. Opisywane powyżej umiejętne budowanie napięcia nie miałoby znaczenia, gdyby jego kulminacją nie było zderzenie Ricka z Neganem. To antagonista grany przez Jeffreya Deana Morgana kradnie dosłownie każdą sekundę serialu, gdy tylko jego twarz jest widoczna na ekranie. Negan jest silny i bezlitosny, ale przy tym całkowicie wyluzowany, jak gdyby był pewien zwycięstwa, zanim jeszcze doszło do pojedynku. Bujający się od prawa do lewa, machający swoim wiernym kijem baseballowym owiniętym drutem kolczastym, odziany w skórzaną kurtkę, przechadza się w świetle samochodowych świateł od ofiary do ofiary – strasząc, śmiejąc się, a przede wszystkim opowiadając o sprawiedliwości, jaką musi wymierzyć na ekipie Ricka za to, co oni mu uprzednio tylko jeden zabijakaOczywiście ta konstatacja pojawiała się już przy okazji wcześniejszych starć Ricka z różnego rodzaju przywódcami pokroju na przykład Gubernatora, niemniej to dopiero w trakcie potyczki z Neganem dobitnie wyszło na jaw, że apokalipsa zombie wydobyła na światło dzienne najgorsze ludzkie instynkty. Albo inaczej: sprawiła, że ludzie przestali mieć hamulce, dzięki czemu na zgliszczach pogryzionej przez umarlaków cywilizacji zaczęli budować nowe imperia z nowymi zasadami. Warto bowiem pamiętać, że już od samego początku widać, że za Neganem nie stoi li tylko brutalna siła, chociaż jest ona rzecz jasna kluczowa, lecz antagonista stara się wpoić swoim wyznawcom również światopogląd, zgodnie z którym mają postępować w każdym możliwym to nie tylko jeden zabijaka. Neganem nazywają się wszyscy, którzy za nim idą. Nie ma indywidualności, jest tylko masa, na której czele stoi wódz. Kto zechce naruszyć jego prymat, tego głowa odpadnie od ciała po zderzeniu z Lucille. Na podstawie wątku Zbawców, co zostanie później jeszcze wzmocnione na przykładzie Szeptaczy, można wysnuć tezę, że w przypadku największego zagrożenia ludzie wolą porzucić wolną wolę, byle tylko przetrwać za wszelką cenę – również jednak do odcinka, oczywiście wielu widzów zżymało się na bolesny cliffhanger kończący szósty sezon, po którym trzeba było czekać wiele miesięcy na ujawnienie, kto nie przeżyje pierwszego starcia z Neganem. Teorii w internecie było bez liku, ludzie na podstawie kąta padania świateł samochodów próbowali rozgryźć, z czyjego punktu widzenia został nakręcony ostatni kadr. Po wielu latach od emisji pierwszego odcinka The Walking Dead na nowo rozpaliło emocje chwile chwałyWydaje się jednak, że to były ostatnie chwile chwały dla tego serialu. Twórcom udało się w wybitny sposób pokazać wejście na scenę potężnego wroga, którego ekspresja dalece odbiegała od stereotypowego wyobrażenia na temat despoty-zabijaki. Wprawdzie później rywalizacja z Szeptaczami również została zaprezentowana w niezły sposób, ale to pierwsze chwile wojny Ricka ze Zbawcami należą bodaj do jednych z najlepszych fragmentów zombiakowego tasiemca. Po obejrzeniu po raz pierwszy tego odcinka można jeszcze było żywić nadzieję, że The Walking Dead zaskoczy ciekawymi rozwiązaniami fabularnymi. Fenomenalnie ukazane wielkie wejście Negana było obietnicą krwawej jatki, ale również poważniejszej opowieści na temat ceny, jaką musimy płacić za przetrwanie oraz tego, co musimy zrobić, by uratować szczątki zniszczonej cywilizacji. Żadna z tych obietnic nie została zrealizowana. Było krwawo, ale oprócz tego bezbrzeżnie głupio. Odwracając cytat klasyka, prawdziwego Negana powinno poznać się po tym, jak zaczął. Reszta jest milczeniem. Marcin KempistySerialoholik poszukujący prawdy w kulturze. Ceni odwagę, bezkompromisowość, ale także otwartość na poglądy innych ludzi. Gdyby nie filmy Michelangelo Antonioniego, nie byłoby go inne artykuły >>> Po 12 latach. Zaktualizowano 3 kwietnia 2022 08:37 Opublikowano 3 kwietnia 2022 08:21 Zbliża się koniec pewnej ery, Jeśli kiedykolwiek planowaliście nadrobić serial Żywe trupy (The Walking Dead) to już wkrótce będzie ku temu idealna okazja. Twórcy wspomnianej produkcji oficjalnie ogłosili, że na planie finałowego odcinka 11. sezonu padł ostatni klaps. Oznacza to, że po 12 latach zakończono zdjęcia do tego wysoko ocenianego i niezwykle popularnego serialu od stacji AMC. 11 seasons, 12 years, 177 episodes, 1 amazing fan base. Thank you, #TWDFamily for joining us on this journey. — The Walking Dead on AMC (@WalkingDead_AMC) March 31, 2022 Dla przypomnienia, serial The Walking Dead rozpoczął się się w październiku 2010 roku, a podstawę do niego stanowi komiks Roberta Kirkmana o tym samym tytule. Produkcja ta opowiada losy grupki ludzi, którzy stawiają czoła nieumarłym w post-apokaliptycznym świecie. Emisja 11. sezonu wystartowała w sierpniu 2021 roku. Dokładnie dzisiaj debiutuje 16. epizod 11. sezonu, po którym nastąpi krótka przerwa. Serial powróci niedługo, aby zakończyć się ostatecznie na 24. odcinku 11. sezonu. Jak wspominają sami twórcy, sała historia Żywych trupów zostanie przedstawiona w 177 odcinkach. A wy, śledziecie tę historię na bieżąco? A może dopiero teraz planujecie seans? Na przestrzeni ostatnich lat dzieło Kirkmana i stacji AMC doczekało się kilku spin-offów, z których najpopularniejszy Fear the Walking Dead ma już siedem sezonów, a w przyszłości doczeka się ósmej serii. Za jakość i rzetelność powyższej treści ręczy Wojtini Półmetek dziesiątej serii The Walking Dead za nami. Druga część sezonu dziewiątego zaostrzyła apetyty i zwiastowała renesans skostniałej formuły. Dziś możemy odpowiedzieć na pytanie, czy Daryl, Michonne i Carol na dobre wyszli z kryzysu i odmienili oblicze serialu. Recenzja The Walking Dead Sezon 10A. Przez 10A rozumiem pierwsze osiem odcinków serii. Zgodnie z zapoczątkowaną w trzecim sezonie tradycją seria składa się z ośmiu odcinków emitowanych w okolicach połowy października i ośmiu od lutego następnego roku. Przyjęło się, że część wątków rozgrywających się na przestrzeni tych ośmiu epizodów zamykana jest w ostatnim z nich, a druga połowa otwiera własne. W teorii ma to sprawić, że serial będzie bardziej dynamiczny, ale rzeczywistość już wielokrotnie pokazała, że to tylko teoria. Jak żyć z Szeptaczami u bram The Walking Dead 9A The Walking Dead 9B W stosunku do znakomitego zamknięcia serii dziewiątej mamy kolejny przeskok w czasie. Tym razem nie jest tak drastyczny, jak rok temu, gdzie od momentu zniknięcia Ricka minęło aż sześć lat. Tutaj mija kilka miesięcy lub tygodni, a wywnioskować to możemy jedynie po fakcie, że Rosita urodziła dziecko. The Walking Dead Sezon 10: Walking Dead 10A 2. The Walking Dead 10B 3. The Walking Dead 10×16 4. The Walking Dead 10C The Walking Dead Sezon 11 1. The Walking Dead 11A 2. The Walking Dead 11B 3. The Walking Dead 11C (2022) Mieszkańcy Alexandrii i Wzgórza próbują pozbierać się po wyjątkowo brutalnym ataku Szeptaczy. Wszyscy zgodnie podjęli decyzję, że nie będą łamać narzuconych przez Alfę zasad i starają się nie przekraczać wytyczonych granic. Niestety brak amunicji i kurczące się zapasy zmuszają bohaterów to naginania ustaleń, za które grożą poważne konsekwencje. Ponadto część mieszkańców zaczyna głośno sprzeciwiać się decyzjom rady i żąda krwawego odwetu na Szeptaczach. Wśród osób pragnących zemsty przoduje Carol, dla której śmierć Henry’ego była zbyt potężnym ciosem. Czy uda jej się przekonać Michonne i Daryla do kolejnej walki o przetrwanie? The Walking… nuuuudaaaa Dziesiąty sezon w założeniach wygląda bardzo obiecująco. Niestety tylko w założeniach. Od pierwszych minut pierwszego odcinka razi niebywały brak pomysłów. Wygląda na to, że scenarzyści kompletnie nie mają pojęcia jak poprowadzić wątek walki z Szeptaczami. W efekcie mamy całą masę nic nieznaczących wątków, na jakie moglibyśmy trafić w telewizyjnych proceduralach. Drzewo się przewróciło i rozwaliło płot – cały odcinek poświęcony naprawianiu szkód. Carol ma zwidy – prawie cały odcinek zastanawiamy się czy się jej zdawało czy nie. Kelly została gdzieś tam w lesie – oczywiście cały odcinek jej szukamy. Córka Alfy jest traktowana nieufnie i wszyscy są wrogo do niej nastawieni – kolejne niepotrzebne trzydzieści minut. Słowem – nuda. W sposób, o którym wspomniałem powyżej wypchano praktycznie cały sezon 10A. Wątek główny rozwija się bardzo malutkimi fragmentami. W zasadzie to co działo się pomiędzy Szeptaczami, a głównymi bohaterami można by zamknąć na przestrzeni góra trzech odcinków. A tak zapychacze, zapychacze i raz jeszcze zapychacze. Coś zaczyna się dziać dopiero w końcówce siódmego odcinka i ma mocny wpływ na cały finał jesiennej części. Sam finał zresztą też wypada znośnie i byłby całkiem niezły, gdyby nie jego końcówka. Tak durny, bardzo naiwny i kompletnie nierealistyczny cliffhanger w ogóle nie powinien się tutaj znaleźć. Trzeba się chyba przyzwyczaić, że tak wygląda ten serial… Promyki w morzy beznadziei A czy są jakieś pozytywy? A są. Po raz pierwszy od dawien dawna mamy naprawdę dużo scen Daryla z Carol. I co ciekawe to ulubieniec fanów i aktualnie największa gwiazda serialu jest tym razem tym rozsądniejszym. Co prawda głównie się ze sobą sprzeczają, ale wspólny wątek ma kilka naprawdę fajnych momentów. Podobnie wygląda sprawa Negana. Powoli nawracający się zabijaka jest chyba najjaśniejszym punktem tej serii. Gdy zostaje spuszczony ze smyczy to dzieje się naprawdę dużo, a nie zabrakło też jego kapitalnych monologów. Chciałbym napisać, że nie możecie tego przegapić, ale nie mogę. Mimo kilku dobrych momentów The Walking Dead Sezon 10A nieprawdopodobnie nudzi. Dotychczas działo się dużo, ale większość wydarzeń i decyzji bohaterów były głupotami. Tym razem idiotyzmów jest znacznie mniej, ale za to przez 80% czasu na ekranie nie dzieje się zupełnie nic. Obejrzeć można, ale nic nie stracicie oglądając jedynie odcinek finałowy. Jest aż tak słabo… V: 2 199 Trzeci sezon serialu The Walking Dead już za nami. Ta ciesząca się dużym powodzeniem także w Polsce produkcja luźno opiera się na komiksie Roberta Kirkmana o identycznym tytule (wychodzi od 2003 roku). Z tej samej licencji skorzystało Telltale Games. Efektem jest tradycyjna w założeniach przygodówka – podzielona na pięć epizodów – wydana początkowo tylko w cyfrowej dystrybucji, jednak niedawno także na płytkach (PS3, Xbox 360). Decyzja o wydaniu na standardowych nośnikach nie powinna nikogo dziwić. The Walking Dead to po prostu zdecydowanie najlepsza gra w ośmioletniej historii studia pochodzenieZombie, czyli żywe trupy, w kulturze masowej zaistniały dobre kilka dekad temu. Jako ojca tej niezdrowej manii można chyba wskazać – i to bez większych kontrowersji – George’a A. Romero. To reżyser, który odpowiada za kultowy, przynajmniej w niektórych kręgach, horror o wiele mówiącym tytule „Noc żywych trupów”.Powolniaste zombiale znalazły swoje miejsce również w świecie gier. Nic w tym dziwnego, taka jest natura biznesu. Jeśli kasę na trupim motywie udało się zbić Japończykom z Capcom, to dlaczego nie miałoby się udać także innym? Stąd też, szczególnie w ostatnich kilku latach, istna lawina zombiaczych gierek. Wystarczy wspomnieć chociażby całkiem udane Dead Nation, Burn Zombie Burn czy – już niestety nie tak dobre – Zombie Driver oraz Zombie Apocalypse. Tak mocnej marki, jak właśnie Resident Evil, na razie nie udało się stworzyć. Pewne szanse ma natomiast Telltale Games – po części z powodu popularności serialu o takiej samej nazwie, ale bardziej jeszcze po prostu dlatego, że The Walking Dead to naprawdę jedna z lepszych gier ostatnich lat w swojej kategorii. Niby przygodówka, lecz bardziej adekwatne wydaje mi się przyporządkowanie jej do grupy „gier emocjonalnych”, czyli tam gdzie Heavy że przed odpaleniem TWD nastawiony byłem wyraźnie sceptyczne. A to przez wcześniejsze dokonania Telltale Games, np. serie Sam & Max czy niedawno Jurassic Park. Nie przekonały mnie one, nie przekonują nadal. Proste i zazwyczaj infantylne zagadki to – jak na mój gust – zwyczajnie za mało. Denerwowały szczególnie spadki animacji, co przy takich grach, o bardzo średniej przecież grafice, nie powinno mieć racji wszędzieCzas przejść do meritum. Walking Dead wciąga powoli. Wkręciłem się dopiero po mniej więcej godzinie gry. Wcielamy się w postać niejakiego Lee, czarnoskórego Amerykanina o niezbyt chwalebnej przeszłości (morderstwo na koncie). Trupia apokalipsa dopada go skutego kajdankami podczas przewozu radiowozem. Rzecz jasna, dochodzi do wypadku, wskutek którego zostaje uwolniony. Nieco później nasz bohater spotyka kilkuletnią, osamotnioną dziewczynkę Clementine, którą z dobrego serca „przygarnia” i obiecuje pomóc w odnalezieniu rodziców. Cała historia, podzielona na pięć rozdziałów (każdy na ok. 2 h gry), to ich wspólna wędrówka po rozpadającym się świecie. Więcej na temat fabuły pisać nie ma większego sensu, ponieważ to najważniejszy atut TWD. Zaznaczę tylko, że to jeden z najlepszych scenariuszy ostatnich lat – wyjątkowo dojrzały, z zaskakującymi zwrotami, także drastyczny. I żeby było jasne, to nie horror klasy B, ale raczej historia o zwykłych ludziach, którzy znaleźli się w ekstremalnej sytuacji. Zresztą, każdy kto oglądał serial powinien mniej więcej wiedzieć, czego się spodziewać. Jakichś bezpośrednich nawiązań nie ma, jednak klimat pozostaje TWD jest dobrze poprowadzona narracja, w iście serialowym stylu. Bez zastrzeżeń sprawuje się również kamera – nie ma z nią żadnych problemów. Esencją gry są wybory, nasze decyzje, np. odnośnie tego, czy pomóc napotkanej osobie. Jak się okazuje, mają one rzeczywisty wpływ na dalszy bieg historii. Pod tym względem dzieło Telltale wypada lepiej nawet od osławionego Heavy Rain Davida Cage’a. Całości dopełnia mroczna, niepokojąca ścieżka dźwiękowa, która robi mocniejsze wrażenie niż soundtrack rozkładuTeraz wady, a jest ich kilka i mogą odrzucać. Przede wszystkim – bardzo mocno ograniczona interakcja. Zagadki, o ile można je tak nazwać, są w gruncie rzeczy aż nazbyt prostackie. Pozostaje nam więc nieco pochodzić (niestety, brak jest opcji biegu), postrzelać czasem, wykonać trochę QTE i dokonać odpowiednich wyborów. Druga rzecz to grafika. Jest po prostu średnio. Niedoróbki maskuje na szczęście komiksowa (świetny pomysł) konwencja. Jako minus można także wskazać brak polskiej wersji językowej – bez co najmniej średniej znajomości angielskiego nie ma większego sensu zaczynać na sezon drugiPora na podsumowanie. Nie ma co ukrywać, że po The Walking Dead w pierwszej kolejności sięgnąć powinni fani serialu i osoby, które lubią dobrą fabułę. W swojej kategorii, czyli wśród przygodówek, choć raczej wspomnianych wcześniej „gier emocjonalnych”, to obecnie ścisła czołówka. Sam stawiam ją wyżej nawet niż Heavy Rain. Jeśli ktoś szuka szybkiej akcji – niech omija ją szerokim łukiem. A osobiście czekam już na, zapowiedziany przez Telltale, sezon drugi. PLUSY:– jedna z najlepszych fabuł w ostatniej dekadzie– realny wpływ wyborów na dalszy przebieg wydarzeń– klimatyczny soundtrackMINUSY:– za dużo „samograja”– średnia grafika– brak możliwości bieguOCENA: 8,5/10Autor: Mateusz Pietrzyk

the walking dead serial recenzja