11 listopada wrocław. ks maksymilian jezierski. faszyzm. faszyzm 11 listopada. narodowe święto niepodległości we Wrocławiu. Jechaliśmy nową obwodnicą Leśnicy! Od weekendu pojadą nią W tym przypadku, korzystając z kalkulatora różnicy procentowej, widzimy, że różnica wynosi 22,86%. Jedną z kluczowych cech różnicy procentowej jest to, że nadal będzie taka sama, jeśli zmienisz liczbę pracowników między firmami. Jak ustaliliśmy wcześniej, różnica procentowa jest porównaniem bez określonego kierunku. Bóg nas zaskakuje, Bóg żąda od nas wierności, Bóg jest naszą siłą - mówił papież Franciszek w homilii podczas Mszy św. wieńczącej Dzień Maryjny w ramach obchodów Roku Wiary. Dodaj cytat z książki Między sektą, herezją a odnową. Biblijna wiara a zarzuty fundamentalistów, jak narodzić się na nowo i zostać wolnym chrześcijaninem Biblijna wiara a zarzuty fundamentalistów, jak narodzić się na nowo i zostać wolnym chrześcijaninem #Minęła8 Jestem Katolikiem, Chrześcijaninem i nastawiam drugi policzek. Ale już tak opuchłem przez te nastawianie policzka, że nie wiem ile jeszcze wytrzymam. Uważajcie komuniści, resortowe dzieciaki i wnuki na to co robicie. 10 Mar 2023 07:34:36 DLACZEGO NIE MOGĘ BYĆ CHRZEŚCIJANINEM, A TYM BARDZIEJ KATOLIKIEM • Książka ☝ Darmowa dostawa z Allegro Smart! • Najwięcej ofert w jednym miejscu • Radość zakupów ⭐ 100% bezpieczeństwa dla każdej transakcji • Kup Teraz! • Oferta 14529432374 . Różnica między luteraninem a chrześcijaninem - Życie Zawartość: Kluczowa różnica -Luterański kontra chrześcijaninKto jestLuterański?Kim jest chrześcijanin?Jaka jest różnica między luterańskim a chrześcijańskim? Kluczowa różnica -Luterański kontra chrześcijaninChrześcijaństwo jest jedną z najważniejszych religii świata, z ponad 2 miliardami wyznawców rozsianych we wszystkich częściach świata. Jest to religia oparta na założeniu, że Jezus Chrystus jest synem Boga i Jego ofiarą za odkupienie lub zbawienie ludzkości. Podczas gdy większość chrześcijan jest członkami Kościoła rzymskokatolickiego, w chrześcijaństwie istnieje wiele innych kościołów i wyznań. Jednym z takich kościołów jest kościół luterański, który ma podobieństwa z Kościołem rzymskokatolickim, ale nadal istnieje jako oddzielna denominacja w obrębie chrześcijaństwa. Istnieją różnice w wierzeniach i doktrynach, a także praktykach między zwykłym chrześcijaninem a luteraninem, o których będzie mowa w tym jestLuterański?Luteranin to chrześcijanin, który wierzy w naukę Marcina Lutra, niemieckiego mnicha, który pracował nad reformą kościoła od wewnątrz, ale został wypędzony z Kościoła. W 1521 roku Marcin Luter przypiął swoje 95 tez, aby zreformować kościół od wewnątrz, ponieważ uważał, że wiele praktyk i dogmatów, takich jak praktyka odpustów, było niezgodnych z Biblią Świętą. Zgodnie z oczekiwaniami, Kościół i duchowieństwo sprzeciwiły mu się gwałtownie. To zmusiło jego wyznawców do założenia później własnego Kościoła, który stał się znany jako Kościół Luterański. Marcin Luter jest uważany za ojca ruchu reformistycznego w chrześcijaństwie, a pierwsi luteranie uważani są za najstarszych ze wszystkich protestantów. Kim jest chrześcijanin?Kiedy mówimy w kategoriach samego chrześcijanina bez żadnych przyrostków ani przedrostków, mamy na myśli osobę, która jest wyznawcą Kościoła rzymskokatolickiego i wierzy w papieską zwierzchność lub autorytet. Istnieje ponad miliard ludzi, których można nazwać chrześcijanami, zgodnie z tą definicją, co stanowi ogromną większość ludzi wyznających chrześcijaństwo, chociaż mają różne wyznania i kościoły. Katolik nie uznaje innych wyznań i uważa tylko Kościół rzymskokatolicki za prawdziwy Kościół Jezusa jesteś katolikiem, wierzysz, że Kościół rzymskokatolicki jest jedynym prawdziwym kościołem, który został założony przez samego Jezusa Chrystusa i że papież jest następcą św. Piotra. Chrześcijanin w tym sensie jest także wyznawcą zasady Trójcy z istnieniem Boga Ojca, Boga Syna (Jezusa Chrystusa) i Ducha Świętego. Relację między tymi trzema można zrozumieć, patrząc na Tarczę Trójcy. Katolicki chrześcijanin różni się od wszystkich innych tym, że utożsamia Papieża z autorytetem do odczytywania pism świętych i łącznikiem między Bogiem a wiernymi. Prymat papieski jest wyróżniającą cechą chrześcijaństwa w wąskim tego słowa luterańskie i chrześcijańskie:Luterański:Luteranin to chrześcijanin, który wierzy w naukę Marcina to osoba, która jest wyznawcą Kościoła rzymskokatolickiego i wierzy w papieską supremację lub luteranów i chrześcijan:Natura:Luterański:Luteranin jest tak samo chrześcijaninem, jak katolikiem. Chrześcijanin:Katolicy uważają się za prawdziwych jest oddzielnym Kościołem lub denominacją w obrębie obejmuje wszystkie gałęzie, takie jak dzięki uprzejmości:1. Pierwszy kościół luterański w Louisville Autor: Nyttend (praca własna) [domena publiczna], za pośrednictwem Wikimedia Commons2. „StJohnsAshfield StainedGlass GoodShepherd Portrait”, witraże: Alfred Handel, d. 1946 [2], fot. Toby Hudson - Praca własna. [CC BY-SA przez Commons Jak się wydaje, tylko judaizm, chrześcijaństwo oraz islam — a więc religie związane z objawieniem biblijnym — przywiązują istotną wagę do treści głoszonych przez siebie prawd wiary. Prawdopodobnie we wszystkich bez wyjątku religiach niebiblijnych pytanie o prawdę tego, co boskie, albo nie jest stawiane wcale, albo pojawia się niejasno i w sposób rozmyty. Religia antyczna — pisze prof. Maria Jaczynowska — "zakłada skrupulatne wypełnianie wszystkich form kultu, ale nie wymaga wiary. Było prywatną sprawą człowieka, czy wierzył lub nie w bogów, którym składał ofiary. Natomiast samo składanie ofiar i przestrzeganie wskazówek wynikających z wróżb było jego obywatelskim obowiązkiem". Z kolei luźny stosunek hinduizmu do pytania o prawdę jeden z autorów charakteryzuje następująco: "Trzeba ludziom wyjaśniać, że termin Hindus nie zawiera w sobie faktycznie pojęcia jakiegoś określonego wyznania religijnego. Istnieją Hindusi będący panteistami, jak adwajtyści, bądź teistami, jak wyznawcy systemu njaji i bhaktyści, lub wreszcie materialistami, jak czarwakowie; istnieją Hindusi, którzy są siwaitami, i tacy, co są wisznuitami; Hindusi, którzy są bałwochwalcami, i Hindusi, którzy odrzucają bałwochwalstwo jak adherenci Prarthana Samaj (Towarzystwa Modlitwy) i Arya Samaj (Towarzystwa Ariów)... Być katolikiem z wyznania znaczy podążać pewną drogą zbawienia, uznawać Jezusa Chrystusa za drogę wiodącą do Boga, naszego Ojca. Człowiek jest katolikiem właśnie dlatego, że podąża katolicką drogą zbawienia. W terminologii hinduskiej oznacza to, iż religia katolicka jest sadhana dharma. Ale religia katolicka nie jest odrębną samaj dharma: nie zaleca ona żadnego odrębnego sposobu życia pod względem zwyczajów społecznych, doboru pożywienia, wspólnego obiadowania, rytualnej czystości itd. Być Hindusem natomiast nie znaczy wypełniać jakąś specyficzną sadhana dharma, podążać jakąś określoną drogą zbawienia. Hindus może wybierać jakąkolwiek marga, czyli drogę zbawienia, tj. sadhana dharma, która doń przemawia. Ale Hindus jest związany samaj dharma, przepisami dotyczącymi doboru pożywienia, czystości rytualnej i różnych form społecznego zachowania". Podobnie jest w innych religiach niebiblijnych. Liczy się tam przede wszystkim przynależność do wspólnoty kultowej oraz przestrzeganie określonych tradycją zachowań i sposobu życia. Mała wrażliwość na wymiar prawdy ujawnia się w religiach w takich zjawiskach, jak łatwe akceptowanie podwójnej przynależności wyznaniowej (np. w Japonii można być równocześnie szintoistą i buddystą, w starożytności wielu gnostyków bez oporów sumienia uczestniczyło w oficjalnych kultach państwowych), postawa kreatywna wobec przyjętych wierzeń (które poddawane są nieraz daleko idącym modyfikacjom lub wrzucane do synkretycznego kotła), brak jakiejkolwiek potrzeby uzasadniania wyznawanych wierzeń (co tak uderza podczas lektury pism np. Rudolfa Steinera czy sekty Moone"a). Kiedy sobie to wszystko uświadomić, samorzutnie pojawiają się pytania: Co jest przyczyną tego, że dla chrześcijan (a zapewne również dla żydów i muzułmanów) prawdziwość ich wiary jest czymś tak przeogromnie ważnym? Dlaczego tak wiele swojej energii religijnej poświęcają oni intelektualnemu zgłębianiu treści swojej wiary, czyli uprawianiu teologii? Skąd się u chrześcijan bierze taka stanowczość wobec swoich własnych doktryn religijnych, w których rozpoznali herezję, czyli wypaczenie prawdy wiary, że gotowi są raczej wystawić swoje Kościoły na trzęsienie ziemi, niż pogodzić się z tym, że zadomowi się w nich jakaś — ich zdaniem — nieprawda? Trzeba przyznać, że wspomnianą przed chwilą stanowczość obserwujemy w chrześcijaństwie od samego początku. "Ale gdybyśmy nawet my — stwierdza radykalnie apostoł Paweł — lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy, niech będzie przeklęty" (Ga 1,8). Podobną stanowczość znajdujemy u apostoła Jana, kiedy rozprawia się z próbami rozumienia osoby Jezusa Chrystusa na wzór hinduskiego awatara: "Pojawiło się na świecie wielu zwodzicieli, którzy nie uznają, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele ludzkim; taki jest zwodzicielem i antychrystem" (2 J 7). Bezbożnością i gangreną zostanie w Nowym Testamencie nazwane nawet coś tak, zdawałoby się, niewinnego, jak próba symbolicznej interpretacji obietnicy zmartwychwstania (2 Tm 2,1618). Otóż źródłem niejasnego podejścia w religiach niebiblijnych do pytania o prawdę oraz najwyższej uwagi skupionej na tym pytaniu w religiach biblijnych wydaje się gruntownie inna świadomość własnych początków. Początkiem (w sensie arche) religii niebiblijnych są mity: wydarzenia, które miały miejsce w przeszłości ponadhistorycznej, w takiej przeszłości, która nigdy nie była teraźniejszością. Toteż ludzie, odwołujący się do mitów i traktujący je z należną im powagą, nie szukają prawdy w nich samych, ale z ich pomocą. Tutaj leży przyczyna dużej elastyczności przekazu mitycznego: ponieważ mit jest przede wszystkim narzędziem, wolno, a nawet trzeba go modyfikować, ilekroć wydaje się, że pomoże to nam lepiej zrozumieć samych siebie i otaczającą nas rzeczywistość. Z religiami biblijnymi jest zupełnie inaczej. One swój początek widzą w wydarzeniu szczególnego, mającego miejsce w historii, zbliżenia się Boga do ludzi. Żydzi oraz chrześcijanie wierzą, że Bóg zbliżył się do nas po to, żeby nam dawać samego siebie; przedmiotem objawienia muzułmańskiego jest święta księga Koranu, zawierająca, jak wierzą wyznawcy islamu, prawdę i obietnice Boże. Być chrześcijaninem, żydem czy muzułmaninem znaczy uznawać z najwyższą powagą prawdę wyznawanego w swojej religii objawienia, w świetle tej prawdy układać całe swoje myślenie i postępowanie. Objawienie gruntownie różni się od mitu: nie jest narzędziem poszukiwania prawdy, ale jej przekazem. Stąd w religiach, które rozpoznają swój początek w Bożym objawieniu, czymś tak ogromnie ważnym jest prawowierność, czyli zgodność wiary z świadectwami objawienia. Stąd taka nieżyczliwość zaangażowanych wyznawców tych religii wobec interpretacji objawienia, rozpoznanych jako błędne; nieraz towarzyszy jej, niestety, nieżyczliwość wobec samych zwolenników owych interpretacji. Podwójna funkcja dogmatów wiary I tak doszliśmy do punktu, z którego jak na dłoni można zobaczyć nieuchronność rozwoju świadomości wiary wewnątrz chrześcijaństwa (w judaizmie oraz islamie jest, być może, podobnie). Mianowicie przedmiotem ewangelicznego objawienia jest niepojęta miłość Boża, która posunęła się aż do dania nam Jednorodzonego Syna Bożego. Ujmując rzecz konkretnie, przedmiotem ewangelicznego objawienia są wydarzenia zbawcze, jakie się dokonały dla wszystkich ludzi i dla każdego człowieka w Jezusie Chrystusie: tajemnica Jego wcielenia, Jego nauka i czyny, a zwłaszcza Jego śmierć na krzyżu i zmartwychwstanie. Otóż wieść o wszechmocnym dziele miłości Bożej, jakie się dokonało w tych wydarzeniach, jest przekazywana z pokolenia na pokolenie, z serca do serca, w słowach i gestach należących do zwykłego ludzkiego języka. Słowa przekazujące wiarę w Chrystusa są, rzecz jasna, więcej lub mniej wypełnione osobą przekazującego, jednak są to tylko słowa. Jeśli je przyjmę, to znaczy jeśli pobudzą mnie one do wiary w Chrystusa lub do jej pogłębienia, będzie to polegało na tym, że za pośrednictwem tych słów zbliżę się do Chrystusa, który żyje i chce mnie ogarniać swoją mocą zbawczą. Krótko mówiąc, aprobata dla słów i zdań, wyrażających prawdę o zbawieniu, nie może być ostatecznym celem wiary. Wiara, w swoim ostatecznym wymiarze, zmierza ku Chrystusowi, który zbawia człowieka i jego środowisko. Owszem, człowiekowi autentycznie wierzącemu zawsze ogromnie zależy na tym, aby zdania wyrażające jego wiarę wyrażały ją w sposób nieomylny lub przynajmniej zbliżający się do nieomylności. Niemniej, aprobata dla prawdy zawartej w tych zdaniach ma swoją dalszą celowość. Wierzyć to znaczy przecież realnie zbliżać się do Boga. Kresem aktu wiary — jak to z całą jasnością formułuje św. Tomasz — nie jest zdanie, ale Rzeczywistość, o której w tym zdaniu się mówi. Gdyby moja aprobata religijna sprowadzała się tylko do uznania prawdziwości wszystkich głoszonych przez Kościół dogmatów, znaczyłoby to, że moja wiara uległa zdegradowaniu do poziomu religijnego światopoglądu. Z powyższego wynika, że aprobata dla zdań, przedstawiających autentycznie Boże Objawienie, jest dopiero początkiem poznania religijnego. Prawda wyrażona w tych zdaniach (zakładając, że jest wyrażona nieomylnie) stanowi rodzaj trampoliny, dzięki której mogę się coraz bardziej zanurzać w samej Rzeczywistości, owymi zdaniami opisanej. Na tę podwójną funkcję dogmatów wiary — autentyczne przedstawianie prawdy Bożej oraz wezwanie do zgłębiania samej Bożej Rzeczywistości, przez dany dogmat wyrażonej — w genialnym skrócie zwrócił uwagę św. Tomasz: dogmat "jest to ujęcie Bożej prawdy, zmierzające ku niej samej". Skoro zaś moja aprobata dla zdań wyrażających prawdę wiary prowadzi mnie do coraz głębszego zakorzenienia się w owej Rzeczywistości, która jest za pomocą owych zdań przedstawiona — rozumie się samo przez się, że zakorzenienie to musi się odzwierciedlać również w mojej świadomości religijnej oraz szukać nowych, bardziej adekwatnych w stosunku do aktualnego poziomu moich religijnych doświadczeń, wypowiedzi językowych. Toteż gdyby w naszym przeżywaniu wiary chrześcijańskiej — zarówno przez poszczególnych wierzących, jak przez cały Kościół — nie dało się zauważyć rozwoju świadomości religijnej oraz wynikającego stąd doskonalenia się religijnego języka, można by podejrzewać, że wiara w życiu takiego chrześcijanina lub wspólnoty uległa stagnacji. Wzrastanie Kościoła w poznaniu wiary Wiele na temat rozwoju naszego poznania religijnego można się dowiedzieć z samej Biblii. Jeśli idzie o ideę wzrostu w wierze, tekstem podstawowego odniesienia wydaje się przypowieść o różnych losach zasianego ziarna: ziarna, które "padły na ziemię żyzną, wzeszły, wyrosły i wydały plon" (Mk 4,8; por. 1 Kor 3,6). Okazuje się, że wzrastać możemy nie tylko w łasce, ale również "w poznaniu Pana naszego i Zbawiciela Jezusa Chrystusa" (2 P 3,18). W dwojaki też sposób możemy starać się o to, żeby podobać się Bogu: "wydając owoce wszelkich dobrych czynów i rosnąc przez głębsze poznanie Boga" (Kol 1,10). W listach apostolskich czytamy zarówno o tym, że wzrasta w wyznawcach Chrystusa usłyszana przez nich Ewangelia (Kol 1,6), jak ich wiara (2 Tes 1,3). Jeśli tak się z nami dzieje, to nasz wzrost w wierze przyczynia się istotnie do wzrostu również u naszych współwyznawców: "Mamy nadzieję, że w miarę rosnącej w was wiary, my również wzrastać będziemy według naszej miary, niosąc Ewangelię poza wasze granice" (2 Kor 10,15). Ponadto, sporo mówi się w Nowym Testamencie o wierze niedojrzałej. Niedojrzała jest zazwyczaj wiara początkujących w wierze: "jak niedawno narodzone niemowlęta pragnijcie duchowego, nie sfałszowanego mleka, abyście dzięki niemu wzrastali ku zbawieniu" (1 P 2,2; por. Mk 4,33; J 16,12). Ale niedojrzałość wiary może wynikać również z małej gorliwości. Osłabia to istotnie apostolskie oddziaływanie Kościoła: "Gdy bowiem ze względu na czas [trwania w wierze] powinniście być nauczycielami, sami potrzebujecie kogoś, kto by was pouczył o pierwszych prawdach słów Bożych" (Hbr 5,12). Wiara niedojrzała uniemożliwia ponadto pełną komunikację w wierze: "Nie mogłem, bracia, przemawiać do was jako do ludzi duchowych, lecz jako do cielesnych, jako do niemowląt w Chrystusie" (1 Kor 3,1). Sam tekst Nowego Testamentu stanowi bezcenne świadectwo rozwoju wiary w wymiarze całego Kościoła. Chodzi nie tylko o to, że przed Kościołem raz po raz stawały jakieś nowe problemy, które trzeba było rozstrzygnąć: czy do Kościoła wolno przyjmować pogan (Dz 10n), czy chrześcijan pochodzących z pogan obowiązują zwyczaje żydowskie (Dz 15; Ga 2n), czy spożywanie mięsa ze zwierząt ofiarowanych bożkom należy traktować jako pośredni udział w bałwochwalstwie (Rz 14,1323; 1 Kor 8), jaki jest los tych zmarłych, którym nie dane było doczekać Paruzji (1 Tes 4,1318), jak się ustosunkować do chrystologii głoszonej przez doketów? (1 J 4,13) Można tylko podziwiać naiwność fundamentalistów, sądzących, że wszystkie problemy, przed którymi może stanąć Kościół, są już rozwiązane w Piśmie Świętym. Historia świadczy o czymś wręcz przeciwnym: że nie było jeszcze pokolenia, w którym by Kościół nie stanął przed jakimiś nie znanymi dotychczas, a nieraz nawet nie przeczuwanymi problemami. Co więcej, zazwyczaj bywa tak, że do jasnego i jednoznacznego ich rozstrzygnięcia dochodzi Kościół w trudzie długich poszukiwań i polemik. Z rozbrajającą szczerością przyznaje się do tego ostatni sobór: "Kościół, (...) nie zawsze mając (...) odpowiedź na poszczególne zagadnienia, pragnie światło Objawienia łączyć z doświadczeniem wszystkich ludzi, żeby oświetlać drogę, na jaką świeżo wkroczyła ludzkość" (KDK 33). Nowy Testament świadczy jednak ponadto o wewnętrznym rozwoju wiary w Kościele czasów apostolskich. Dość przypomnieć, ile istotnych pogłębień w stosunku do Ewangelii synoptycznych wniosła napisana pod sam koniec czasów apostolskich Ewangelia Jana. Nawet zwyczajny czytelnik Nowego Testamentu, kiedy porównuje kolejne wypowiedzi apostoła Pawła na temat Kościoła jako Ciała Chrystusowego, musi zauważyć, że w tzw. listach więziennych znalazły się motywy, które się przedtem u tego Apostoła nie pojawiały. Również dopiero w listach późniejszych — konkretnie w tzw. listach pasterskich — znajdziemy najwięcej informacji na temat ustroju pierwotnego Kościoła. Bibliści piszą całe książki na temat rozwoju wiary, jaki da się zaobserwować już w tym krótkim czasie, w którym powstawały kolejne księgi Nowego Testamentu. Co więcej, samo nawet rozpoznanie w pismach apostolskich natchnionego i nieomylnego Pisma Świętego dokonało się w wyniku trwającego kilka pokoleń dojrzewania świadomości ówczesnego Kościoła na ten temat. Kardynał Ratzinger tak o tym pisze: "Pismo jest późniejsze niż pisma, które je tworzą. Przez pewien czas istniejące już poszczególne pisma nie zajmowały miejsca w Nowym Testamencie jako Pismo, jako Biblia. Zebranie pism w Pismo jest dziełem Tradycji rozpoczętej w II wieku, a doprowadzonej do końca w wiekach IV i V. Świadek bez podejrzeń, jakim jest Harnack, zaznacza w tym względzie, że przed końcem II wieku tworzy się w Rzymie kanon "pism Nowego Testamentu" według kryterium apostolskości i katolickości, kryterium, które stopniowo przyjmowały także inne Kościoły, "z powodu jego wewnętrznego waloru i siły autorytetu Kościoła rzymskiego". Możemy zatem stwierdzić: Pismo stało się Pismem dzięki tradycji, której jest częścią konstytutywną, właśnie w procesie potentior principalitas katedry Rzymu". Otóż podobnie jak nie da się wyobrazić sytuacji, że Kościół na tej ziemi nie będzie miał do rozwiązania żadnych nowych problemów, tak samo niemożliwe jest, żeby Kościół już w czasie swojej pielgrzymki do życia wiecznego osiągnął w jakimś momencie całą pełnię przeznaczonego mu poznania Boga. Mówiąc inaczej, aż do Dnia Sądu Kościół będzie się pogłębiał w swoim poznaniu i rozumieniu Objawienia, jakim Bóg raz na zawsze obdarzył nas w Jezusie Chrystusie. "Wzrasta bowiem — czytamy w soborowej Konstytucji o Objawieniu (8) — zrozumienie tak rzeczy, jak słów przekazanych, już to dzięki kontemplacji oraz dociekaniu wiernych, którzy je rozważają w sercu swoim, już też dzięki głębokiemu, doświadczalnemu pojmowaniu spraw duchowych, już też dzięki głębokiemu nauczaniu tych, którzy wraz z sukcesją biskupią otrzymali niezawodny charyzmat prawdy. Albowiem Kościół z biegiem wieków dąży stale do pełni prawdy Bożej, aż wypełnią się w nim słowa Boże". Ostatnie zdanie z powyższej wypowiedzi soboru znamiennie skomentował kardynał Wojtyła: "To dążenie Kościoła wyznacza zarazem podstawowy kierunek rozwoju wiary, jej wzbogacenia. Wzbogacenie wiary to nic innego, jak właśnie coraz pełniejsze uczestnictwo w prawdzie Bożej". Pokusa dystansowania się wobec dziejowości chrześcijaństwa Jak się wydaje, powyższy punkt widzenia jest zasadniczo obcy — przynajmniej na poziomie świadomości — chrześcijaństwu typu protestanckiego. Reformacyjna zasada sola Scriptura — że Pismo Święte jest wyłączną podstawą wiary. żyje, jest rozumiane coraz głębiej i przynosi owoce; została sformułowana w epoce, kiedy nie zdawano sobie jeszcze sprawy z tego, do jakiego stopnia sam Nowy Testament świadczy o zanurzeniu Kościoła w dziejach i o rozwoju świadomości wiary już w czasach apostolskich. Warto zauważyć, że zanim Luter, a zwłaszcza Kalwin, sformułowali tę zasadę, w myśli europejskiej pojawiły się potężne tendencje na rzecz przerwania dotychczasowego ciągu rozwojowego naszej kultury. Wystarczy porównać ogólny ton panujący w dziełach wielkich scholastyków oraz wielkich promotorów renesansu. Myśliciele średniowieczni czuli się w równym stopniu kontynuatorami Ojców Kościoła, wielkich filozofów pogańskich oraz znanych uczonych, żyjących jedno czy dwa stulecia przed nimi. Autorzy renesansowi potępiali całą epokę scholastyczną, z której bezpośrednio wyrośli, i bardzo mało byli świadomi tego, jak głęboko sami byli przez tę scholastykę uformowani i jak wiele dowodów tego pozostawili w swoich dziełach. Otóż daje to do myślenia, że zasadę sola Scriptura sformułowano właśnie w epoce, która miała poważne trudności ze zrozumieniem tego, że ciągłość jest nieusuwalną cechą historyczności. Wielu poważnych myślicieli zwracało już uwagę na to dystansowanie się protestantyzmu wobec dziejowości chrześcijaństwa. Protestantyzm — pisał w roku 1845 John Henry Newman — jest to chrześcijaństwo, które nie troszczy się o swoją własną historię. "I protestantyzm zawsze tak to odczuwał. Nie mam przez to na myśli, że wszyscy pisarze z obozu protestanckiego tak odczuwali. Z początku bowiem było zwyczajem, przynajmniej jako retoryczny argument przeciwko Rzymowi, powoływać się na minione stulecia lub przynajmniej na niektóre z nich. Ale protestantyzm jako całość tak właśnie odczuwa i odczuwał. Ujawnia się to w stanowisku odrzucenia w ogóle chrześcijaństwa historycznego i określania się jedynie na podstawie Pisma Świętego. (...) Widać to także z długotrwałego zaniedbania historii w Kościele anglikańskim. W Anglii popularna wiara prawie że nie uświadamia sobie faktu dwunastu długich stuleci, które upłynęły między soborem nicejskim a trydenckim. (...) Żałosne do powiedzenia, ale głównym, a być może jedynym pisarzem angielskim, którego można na jakiejś podstawie uważać za historyka Kościoła, jest Gibbon, niewierzący. Zanurzyć się głęboko w historię — to przestać być protestantem". Jednak nie tylko nowożytne chrześcijaństwo, ale w ogóle nowożytna Europa ma kłopoty z rozpoznaniem aktualnej realności dziejów, z których wyrastamy. Eric Voegelin, znany tropiciel tendencji gnostycznych w nowożytnej Europie, zauważa, że począwszy od XVI wieku raz po raz ktoś w Europie tworzy jakiś "koran" i, co ważniejsze, zyskuje sobie sporo posłuchu. "Koranem" Voegelin nazywa dzieło mające mniej więcej taki stosunek do historii, jaki jest stosunek muzułmańskiej księgi świętej do Starego i Nowego Testamentu. Zatem "koranem", w terminologii Voegelina, jest dzieło, w którym podaje się jedynie słuszną interpretację dotychczasowej historii (zazwyczaj gruntownie niezgodną z prawdą tej historii), które chce być odtąd jedynym autentycznym źródłem jej znajomości. Otóż, zdaniem Voegelina, "pierwszym świadomie spisanym gnostycznym koranem" jest fundamentalne dzieło Kalwina Institutio christianae religionis: "Człowiek, który napisał ten koran, zerwał z intelektualną tradycją ludzkości, żyjąc w przekonaniu, że nowa prawda i nowy świat zaczęły się wraz z nim i znalazł się, można sądzić, w szczególnym, patologicznym stanie duchowym. Hooke [katolicyzujący teolog anglikański z XVI wieku] swą zrównoważoną i łagodną krytykę Kalwina otworzył spokojnym twierdzeniem: "Jego wychowaniem były studia nad prawem cywilnym", po czym z niejaką uszczypliwością dodał: "Bożą wiedzę zgromadził nie czytając i nie słuchając, ale nauczając innych" i zamknął charakterystykę miażdżącym sformułowaniem: "I choć tysiące było mu dłużnikami, tak poruszająca była jego wiedza, on nie był niczyim dłużnikiem wyjąwszy Boga, autora najbardziej błogosławionego źródła, Księgi Życia, o zachwycającej zręczności i dowcipie"" Voegelin przypomina trzy następne "korany", które istotnie przyczyniły się do ukształtowania naszej współczesnej mentalności: "W wieku XVIII Diderot i d"Alembert nadali Encyclopédie française charakter koraniczny, umieszczając w niej, jak sądzili, całą wiedzę wartą przekazania. Wedle nich, nikt nie musiałby sięgać do dzieł wydanych przed Encyclopédie, a cała przyszła nauka byłaby jedynie rozwinięciem zawartej tu wiedzy. W wieku XIX August Comte uważał swe dzieła za koran pozytywistycznej przyszłości świata, ale hojnie uzupełnił je listą stu wielkich książek — pomysł dotąd atrakcyjny. W ruchu komunistycznym koranem stały się dla wiernych dzieła Marksa uzupełnione patrystyczną literaturą leninowsko-stalinowską". Zdaniem Voegelina, współczesna mentalność odczuwa zbyt wielką potrzebę takich uproszczonych wizji rzeczywistości, żeby zauważyć, "że gnostycka propaganda jest formą politycznego działania, a nie poszukiwaniem teoretycznego wyrazu prawdy". Otóż warto zdawać sobie sprawę z tego, że również my, współcześni katolicy, jesteśmy zanurzeni w tej mentalności, która nie lubi liczyć się z ciągłością naszych ludzkich dziejów. Nie miejsce tu na zastanawianie się nad konkretnymi niebezpieczeństwami, jakie mogą stąd dla nas i dla naszego Kościoła wynikać. Rozwój wiary a jej tożsamość Wyjaśniwszy, że rozwój świadomości wiary jest, ze względu na nasze zanurzenie w dziejach, czymś koniecznym, wyjaśniwszy ponadto, że Kościół ma święty obowiązek troszczyć się o to, ażeby rozwój dogmatów w niczym nie naruszył prawdy wiary, czyli jej pełnej zgodności z Bożym Objawieniem, postawmy sobie jeszcze jedno pytanie: Czyżby rozwój dogmatów, a jest on przecież jako zjawisko historyczne czymś nie podlegającym dyskusji, świadczył o jakimś powiększaniu się Bożego Objawienia? Owszem, na terenie myśli chrześcijańskiej (tej jednak, która zmierza do bycia myślą ekschrześcijańską) pojawiają się poglądy, jakoby samo Objawienie wciąż jeszcze podlegało rozwojowi. Zauważmy jednak, iż poglądy takie odbierają wszelki sens prawdzie — od początku wyznawanej przez chrześcijan — że w Chrystusie Bóg objawił się nam ostatecznie i w pełni, że w Nim zawarł z nami przymierze nowe i wieczne. Cokolwiek by się myślało na temat wydanego w roku 1864 Syllabusa Piusa IX, trudno zakwestionować jego tezę piątą, że nie da się być katolikiem i jednocześnie wyznawać pogląd, jakoby "Objawienie Boże było niedoskonałe i dlatego podlegało ciągłemu i nieokreślonemu rozwojowi, który odpowiada postępowi rozumu ludzkiego". Cokolwiek by się również myślało na temat podjętej w roku 1907 przez Piusa X reakcji antymodernistycznej, trudno nie zgodzić się z jego spostrzeżeniem — sformułowanym zarówno w dekrecie Lamentabili, jak w encyklice Pascendi — że powyższy pogląd świadczy o naturalistycznym i psychologistycznym zniekształceniu samego pojęcia Objawienia, jakoby polegało ono jedynie na "uświadomieniu sobie przez człowieka swego stosunku do Boga". Łatwo zauważyć, że takie poglądy na temat Objawienia przyniesionego nam przez Jezusa Chrystusa otwierały szeroko bramę dla dogmatycznego relatywizmu, a ich przyjęcie oznaczałoby koniec wiary katolickiej. Otóż po autorytatywnym ich odrzuceniu przez Stolicę Apostolską pojawiły się próby — ale to dopiero po Soborze Watykańskim II — otwarcia przynajmniej furtki dla takiego relatywizmu. Przestrzega przed nimi deklaracja Kongregacji Doktryny Wiary z 24 czerwca 1973 roku. W swojej istocie próby te polegały na zatarciu różnicy pomiędzy w pełni akceptowanym w Kościele poglądem, że "zdarza się czasem, że jakaś prawda dogmatyczna jest wyrażana najpierw w sposób niepełny, wykluczający jednak błąd, a dopiero później, po rozważeniu jej w szerszym kontekście wiary i wiedzy ludzkiej, wyrażana w sposób pełniejszy i bardziej doskonały" — a takim wyjaśnianiem rozwoju dogmatów, gdzie rozluźnieniu, a w gruncie rzeczy zakwestionowaniu ulega pochodzący od Ducha Świętego dar nieomylności kościelnego nauczania wiary (J 14,26; 15,26; Łk 10,16; 1 Tm 3,15; 2 P 1,20). "Wierni muszą odrzucić — mówi się we wspomnianej deklaracji — opinię, według której, po pierwsze, formuły dogmatyczne (albo pewne ich rodzaje) nie potrafią wyrazić prawdy dokładnie, lecz podają ją tylko w zamiennych przybliżeniach, które mogą zniekształcić lub zmienić prawdę; po drugie, wspomniane formuły przedstawiają prawdę w sposób niedokładny i dlatego należy jej ustawicznie szukać za pomocą owych przybliżeń. Kto przyjmuje taką opinię, nie może się uchronić przed relatywizmem dogmatycznym i zniekształca pojęcie nieomylności Kościoła"ˇ. Na koniec przypomnijmy dwa, wypracowane jeszcze w czasach patrystycznych, katolickie modele, za pomocą których próbuje się wyjaśnić, na czym polega rozwój dogmatów w Kościele. Mniej znana jest propozycja, wysunięta w roku 388 przez św. Ambrożego, aby do rozwoju rozumienia wiary stosować model nawiązujący do biblijnego opisu stworzenia kosmosu. Podobnie jak Stwórca najpierw powołał świat do istnienia i dopiero potem zaczął go przyozdabiać, tak jest również z kosmosem duchowym: najpierw Bóg się nam objawił w Chrystusie i obdarzył nas wiarą, obecnie zaś powinniśmy doskonalić naszą wiarę oraz jej rozumienie. "Bóg chciał — wyjaśnia Ambroży — abyśmy byli Jego naśladowcami i najpierw coś czynili, a potem przyozdabiali, abyśmy nie wykonywali równocześnie jednego i drugiego, bo w końcu nie zdołalibyśmy wypełnić niczego. Nasza wiara wzrasta stopniowo. Właśnie dlatego Bóg najpierw coś stworzył, a potem upiększył, abyśmy wierzyli, że ten sam, co stworzył, również ozdobił, a przystroił ten sam, co stworzył. Najpierw Bóg stworzył, a potem dopiero udoskonalił, aby pierwsze zostało potwierdzone przez drugie". Szczególnie jednak został zapamiętany w Kościele model zaproponowany w roku 433 przez św. Wincentego z Lerynu, gdzie wiara Kościoła oraz jego wierność otrzymanemu od Chrystusa Objawieniu porównana jest do organizmu żywego, który rośnie i zmienia się, zachowując jednak swoją tożsamość. Postęp w Kościele — wyjaśnia Wincenty — "niech będzie naprawdę postępem wiary, a nie zmianą. Bo przecież istota postępu na tym polega, iż rzecz jakaś rozrasta się w sobie; istota zaś zmiany na tym, iż rzecz jakaś przechodzi w zupełnie inną. Niechże więc wzrasta i olbrzymie nawet postępy czyni zrozumienie, wiedza, mądrość — tak w każdym z osobna, jak u ogółu, tak w jednostce, jak w całym Kościele, według poziomu lat i wieków — ale koniecznie w swojej jakości, to jest w obrębie tego samego dogmatu, w tym samym duchu, w tym samym znaczeniu". opr. aw/aw - Wystąpienie z Kościoła może ale nie musi wiązać się z apostazją – precyzuje ks. prof. Piotr Majer, kanonista, profesor UPJPII i konsultor Rady Prawnej KEP. W rozmowie z KAI ks. prof. Majer wyjaśnia, jakie są konsekwencje wystąpienia z Kościoła oraz co należy zrobić, by powrócić do wspólnoty. Przypomina też, że po wystąpieniu z Kościoła człowiek nie przestaje być katolikiem. Rozmowę publikujemy w związku z narastającą w Polsce w ostatnich miesiącach falą wystąpień z Kościoła. Ks. prof. Piotr Majer HENRYK PRZONDZIONO / GOSC NIEDZIELNY Maria Czerska: W ostatnim czasie nasila się w Polsce zjawisko apostazji. Czym jest apostazja z punktu widzenia prawa kanonicznego? Ks. prof. Piotr Majer: Warto wyjaśnić, że zjawisko, o którym mówimy, nie dotyczy apostazji w sensie ścisłym, choć tak bywa popularnie określane. Mamy natomiast do czynienia z formalnymi wystąpieniami z Kościoła albo mówiąc jeszcze ściślej – odstąpieniami od Kościoła. Dekret ogólny Konferencji Episkopatu Polski z 7 października 2015 r., który określa procedurę odstąpienia od wspólnoty nosi właśnie tytuł: „W sprawie wystąpień z Kościoła oraz powrotu do wspólnoty Kościoła”. Nie jest to dekret o apostazji. Na czym zatem polega różnica między „odstąpieniem” a „apostazją”? Odstąpienie może się wiązać z apostazją ale nie musi. Apostazja w rozumieniu prawa kanonicznego jest przestępstwem polegającym na całkowitym porzuceniu wiary chrześcijańskiej. Może się to wiązać ze wstąpieniem do jakiejś innej, niechrześcijańskiej wspólnoty religijnej lub z życiem całkowicie niereligijnym. Jak wspomniałem, deklarowana chęć wystąpienia z Kościoła może być motywowana apostazją. Może się jednak zdarzyć – i rzeczywiście się zdarza - że człowiek występujący z Kościoła nie chce całkowicie porzucać wiary chrześcijańskiej. Twierdzi, że jest wierzący, nie chce jednak pozostawać we wspólnocie, przystępować do sakramentów, uznawać zwierzchnictwa papieża i biskupów, itp. Wtedy mamy do czynienia ze schizmą. To przestępstwo, polegające na odmowie uznania zwierzchnictwa biskupa rzymskiego lub utrzymywania wspólnoty z członkami Kościoła uznającymi to zwierzchnictwo; wiąże się z wypowiedzeniem posłuszeństwa i zerwaniem widzialnych więzów komunii kościelnej. Powodem odstąpienia od wspólnoty może też być herezja – czyli uporczywe zaprzeczanie jakiejś głoszonej przez Kościół prawdzie, co jednak też nie jest tożsame z całkowitym porzuceniem wiary chrześcijańskiej. Czego dotyczy dekret KEP? Gdy po raz pierwszy wchodził w życie pojawiały się głosy krytyczne: „Jak to może być, że w Kościele podajemy instrukcję popełniania przestępstwa, procedurę grzechu?”. Tymczasem nie jest to procedura popełniania przestępstwa, ale swego rodzaju instrukcja postępowania dla duszpasterza: jak ma się zachować w sytuacji, gdy przychodzą do niego osoby deklarujące chęć wystąpienia z Kościoła katolickiego. Dlatego w dekrecie czytamy że obowiązkiem duszpasterza jest przeprowadzenie rozmowy z takim człowiekiem, by rozeznać, jakie są przyczyny jego odejścia, a następnie podjęcie starań – z miłością i roztropnością, nie z agresją i niechęcią – by zachęcić go do porzucenia tego zamiaru. Ale jeśli te starania nie odniosą skutku, trzeba przyjąć jego oświadczenie woli i nadać mu dalszy bieg kanoniczno-proceduralny. Nie trzeba dodawać, że dla każdego księdza jest to smutne zadanie, bo każde odejście jest jakąś porażką – tak duszpasterza, jak i odchodzącego. Jakie są konsekwencje wystąpienia z Kościoła? Osoba składająca deklarację o wystąpieniu z Kościoła – niezależnie, czy wiąże się to ze schizmą, herezją, czy apostazją – nie przestaje być faktycznie jego członkiem. Z Kościoła nie da się wystąpić tak jak z jakiejś organizacji, gdzie składa się legitymację, dopełnia formalności i faktycznie przestaje się należeć do danej grupy. Człowiek ochrzczony, nawet jeśli złożył deklarację o wystąpieniu i nie uczestniczy w życiu Kościoła, a nawet jest do niego i do samego Pana Boga wrogo nastawiony, nie przestaje być chrześcijaninem, nie przestaje być członkiem wspólnoty ochrzczonych. Chrzest jest pewnym historycznym faktem, którego skutki trwają i nie można ich unicestwić, utracić. Jak pisze św. Paweł, nic nie może nas odłączyć od Chrystusowej miłości (por. Rz 8, 35). Dlatego osób, które odeszły od wiary ale później zdecydowały się wrócić, nie chrzci się ponownie. „Semel catholicus, semper catholicus” – kto raz został katolikiem, ten będzie nim na zawsze. Natomiast deklaracja o wystąpieniu z Kościoła – niezależnie od tego, czy wiąże się to ze schizmą, herezją czy apostazją – pociąga za sobą tę samą karę: ekskomuniki, czyli wyłączenia z uczestnictwa w życiu Kościoła. Na czym polega ta kara? Kara ekskomuniki polega na niemożności sprawowania i przyjmowania sakramentów świętych oraz sakramentaliów. Ekskomunikowany nie może przystąpić do sakramentu pokuty, otrzymać rozgrzeszenia, przystąpić do Komunii Świętej. Nie może też przewodniczyć obrzędom kultu. Dekret KEP wylicza szczegółowo te ograniczenia. To także zakaz pełnienia funkcji chrzestnego, świadka bierzmowania, czy świadka sakramentu małżeństwa, niemożność pełnienia urzędów i posług w Kościele, należenia do publicznych ruchów i organizacji kościelnych, wreszcie – pozbawienie pogrzebu kościelnego. Wiele osób występujących z Kościoła życzy sobie, by ich dane zostały wykreślone z ksiąg parafialnych. Był taki czas, kiedy sprawy wystąpień z Kościoła opierały się o sądy administracyjne, ponieważ niektórzy powoływali się na ustawę o ochronie danych osobowych (wtedy jeszcze nie funkcjonowało RODO ) i chcąc wystąpić z Kościoła wysyłali pisma czy maile do parafii chrztu z życzeniem, by dokonano tam wykreślenia ich danych z księgi ochrzczonych. Prawo kanoniczne w inny sposób reguluje tę sprawę, co wiąże się ze wspomnianym przez mnie faktem nieusuwalności chrztu, w związku z czym proboszczowie odmawiali wykreślania tych danych. Osoby, które chciały wystąpić z Kościoła odwoływały się do sądów administracyjnych, te zaś wydawały zróżnicowane wyroki. Po jakimś czasie, dopiero po wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego z 9 lutego 2016 r. ukształtowała się jedna linia orzecznicza, według której należy postępować zgodnie z przepisami prawa kościelnego. Nie ma żadnej sprzeczności między postanowieniami RODO a procedurą, która została uregulowana przez KEP w 2015 r. i jeśli ktoś pragnie złożyć oświadczenie woli o wystąpieniu z Kościoła, powinien to uczynić zgodnie z przyjętymi przez Kościół przepisami. W przypadku wystąpienia nie wykreśla się danej osoby z księgi ochrzczonych lecz przy informacji o chrzcie umieszcza się stosowną adnotację, która musi być odtąd również umieszczana na świadectwie chrztu. Nie wystawia się też żadnego zaświadczenia o wystąpieniu z Kościoła. Można natomiast otrzymać świadectwo chrztu ze wspomnianą adnotacją. Dekret mówi nie tylko o wystąpieniach ale również powrotach. Jak można wrócić do wspólnoty? Powrót osoby, która wystąpiła z Kościoła, polega na zdjęciu kary ekskomuniki. Jest to możliwe, gdy człowiek dotknięty tą karą „odstępuje od uporu” – to sformułowanie z Kodeksu Prawa Kanonicznego – w sprawie, która stała się przyczyną jej nałożenia. Ekskomunika należy do tzw. kar poprawczych. Innymi słowy, nie chodzi o to, by człowiek był nią dotknięty do końca życia, ale by zmienił swoje postępowanie. Jeśli ktoś, kto wystąpił, przeżywa nawrócenie, chce pojednać się z Kościołem i praktykować swoją wiarę we wspólnocie, powinien zgłosić się do proboszcza, przedstawić swoje dane, okoliczności i motywy wystąpienia z Kościoła oraz pragnienie powrotu. Oczywiście nie może to mieć charakteru tylko urzędowego; ważne jest, by było to realne nawrócenie i chęć naprawy tego, co wcześniejszą decyzją zostało zniszczone. Proboszcz zasadniczo nie ma władzy zwolnienia z kary kościelnej, ale przedstawia prośbę wiernego ordynariuszowi miejsca, który może zdjąć ekskomunikę. Wówczas człowiek powraca do wspólnoty i może, już bez żadnych dodatkowych procedur, przystępować normalnie do sakramentów. Są oprócz tego dodatkowe przepisy szczególne, mające zastosowanie w sytuacji niebezpieczeństwa śmierci – wówczas zwolnić z kary wiernego może każdy kapłan. W pewnych sytuacjach, gdy wiernemu trudno byłoby dłużej przebywać bez sakramentów, z kary może też zwolnić go kapłan w konfesjonale, a potem udzielić rozgrzeszenia, z tym jednak zastrzeżeniem, że człowiek ten w ciągu miesiąca zgłosi się do ordynariusza, by ten decyzję spowiednika potwierdził. Warto pamiętać, że jeśli miało miejsce odstępstwo formalne i jest ono zapisane w akcie chrztu, w interesie samego powracającego jest to, by także fakt powrotu został odnotowany. Czy żeby być zwolnionym z kary trzeba spełnić jakieś szczególne warunki? Trzeba odstąpić od uporu. Jeśli ktoś odstąpił od uporu, ma prawo być zwolnionym z kary. Sytuację tę wyjaśnia kanon 1347, który brzmi: „Należy uważać, że od uporu odstąpił winny, który rzeczywiście żałował popełnienia przestępstwa, a ponadto odpowiednio naprawił szkody i zgorszenie lub przynajmniej poważnie to przyrzekł”. To, w jaki sposób należy naprawić szkody, zwłaszcza gdy przestępstwo miało wymiar publiczny, określa ordynariusz. Czy ubieganie się o zwolnienie z kary kościelnej powinno łączyć się z sakramentem pokuty? Gotowość do oczyszczenia się z grzechów w sakramencie pokuty jest wyrazem żalu i pragnienia powrotu. Zazwyczaj najpierw dokonuje się zwolnienie z kary, a potem spowiedź. Ile razy można wracać? Dyscyplina pokutna w pierwszych wiekach chrześcijaństwa była bardzo surowa. W III w. w części Kościoła odstępcom odmawiano przebaczenia, podobnie jak mordercom. W późniejszym czasie nakładano na nich publiczną wieloletnią pokutę. Św. Bazyli Wielki w IV w. pisał: „Kto wyparł się Chrystusa i zbezcześcił tajemnicę zbawienia, winien czyn swój opłakiwać publicznie i pokutować przez całe życie, a jedynie w przypadku, gdy odchodzi z tego świata, przez wzgląd na wiarę w miłosierdzie Boże można go uznać za zasługującego na dostąpienie do sakramentu”. Ale obecnie przepisy tego nie regulują. Ewangelia mówi, że wracać można zawsze. Kościół zawsze czeka z miłością na powrót. Oczywiście, gdyby odejścia i powroty się powtarzały, ordynariusz mógłby nabrać wątpliwości co do szczerości postanowienia poprawy. Od kiedy funkcjonuje obecna procedura występowania ze wspólnoty i powrotu? Przestępstwa apostazji, herezji i schizmy oraz kary za nie były w Kościele od zawsze. Już w 1 Liście św. Pawła do Koryntian czytamy, że nie można utrzymywać kontaktów z tymi, którzy dopuścili się szczególnie odrażających czynów: „Usuńcie złego spośród was samych” (1 Kor 5, 13) – to jest pierwowzór naszej ekskomuniki. W Kodeksie Prawa Kanonicznego z 1983 r. pojawiło się sformułowanie: „wystąpienie formalnym aktem z Kościoła katolickiego”. Pojawiało się ono w trzech kanonach dotyczących prawa małżeńskiego. Sformułowanie to rodziło poważne problemy, ponieważ nie było dokładnie wiadomo, co to znaczy „wystąpić formalnym aktem z Kościoła”. Pojawiały się różne interpretacje. Najwięcej wątpliwości dotyczyło wystąpień z Kościoła w celach podatkowych w przypadku katolików płacących podatki w Niemczech. Zdarzało się, że ludzie formalnie występowali z Kościoła, by uniknąć obowiązującego tam specjalnego „podatku kościelnego”, a w rzeczywistości chcieli jednak nadal wierzyć i praktykować. Sytuacje te rodziły tak wiele problemów i trudności, że w 2009 r. Benedykt XVI usunął to sformułowanie z Kodeksu Prawa Kanonicznego. Sytuacje wystąpień regulowane są poza Kodeksem. Nie ma ogólnokościelnej procedury. Określają ją poszczególne Konferencje Episkopatów dekretami takimi jak dekret KEP z 2015 r. Dekrety te zatwierdzane są przez Stolicę Apostolską i mają moc prawną. Mówiąc o apostazji, herezji i schizmie używa Ksiądz sformułowania „przestępstwo”. Czy jest to tożsame z grzechem, czy są to zupełnie różne pojęcia? W rozumieniu prawa kanonicznego każde przestępstwo łączy się z grzechem, choć nie każdy grzech jest przestępstwem. Większość grzechów, z których się spowiadamy to nie przestępstwa. Przestępstwem jest czyn, który został w karnym prawie kościelnym uznany za przestępstwo – np. nadużycie władzy, seksualne wykorzystywanie nieletnich, aborcja, ale również apostazja czy schizma. Przestępstwo jest grzechem, gdyż polega nie tylko na złamaniu prawa kościelnego, pochodzącego od człowieka, ale również Prawa Bożego. W przypadku apostazji czy schizmy grzech polega na tym, że człowiek, który z mocy Prawa Bożego jest odpowiedzialny za swoją wiarę i ma obowiązek się o nią troszczyć, tę wiarę publicznie porzuca. Ten sam czyn może mieć konsekwencje na różnych płaszczyznach – na płaszczyźnie prawnej jako przestępstwo i na płaszczyźnie moralnej jako grzech. Dziękuję za rozmowę. "Tak jak ekstremizm żydowski jest przeciwko judaizmowi, chrześcijański przeciwko chrześcijaństwu, to ekstremizm muzułmański występuje przeciwko islamowi" - mówi w autoryzowanym wywiadzie ajatollah Tehrani. Agnieszka Piwar: W jakich okolicznościach historycznych powstał rozdział na szyitów i sunnitów? Mehdi Hadavi Tehrani: Historia szyitów i sunnitów pochodzi z czasów Proroka Muhammada1 (saws2). W świętej księdze Koranu jest zapisane, że Bóg nakazał aby ludzie podążali za rodziną Proroka Muhammada i żyli według ich reguł. Jeszcze przed swoją śmiercią Prorok Muhammad kilkukrotnie wskazał imama Alego (as3) na swojego następcę. I ten podział na dwie grupy - szyitów i sunnitów - zaczął się właśnie od śmierci Proroka. Część ludzi nie chciała zaakceptować imama Alego, jako kalifa i następce Proroka Muhammada i nie poszła za nakazem Proroka próbując go zmienić. Przez ten konflikt nastąpił podział i rozpoczęły się w islamie dwie drogi - szyicka i sunnicka. Dlaczego niektórzy wyznawcy islamu nie chcieli zaakceptować nowego kalifa? Ponieważ chcieli mieć władzę w swoich rękach. Poza tym, wśród ludzi, którzy zaczęli wyznawać islam - który był dopiero młodą religią - większość była arabami. W kulturze i tradycji arabskiej osoby starsze mają większe poważanie i mają wyższą pozycję w hierarchii społeczeństwa. Imam Ali w chwili śmierci Proroka, miał dopiero 33 lata. Pierwszym kalifem sunnitów został więc osiemdziesięcioletni Abu Bakr, gdyż z racji swojego wieku był bardziej poważany niż młody imam Ali. Dlatego większość ludzi podążyła za nim, a tylko mała grupka pozostała przy tych początkowych naukach Proroka i nakazach co do sukcesji po nim. Proszę wyjaśnić polskim czytelnikom, którzy są chrześcijanami, podstawową różnicę teologiczną między szyitami a sunnitami. Tutaj są różnice zarówno teologiczne jak i metodologiczne. Teologiczna różnica polega na tym, że szyici wierzą, iż to Imam Ali był wyznaczony przez Boga na prawowitego kalifa i następcę Proroka. I tu otwiera się cały łańcuch różnych Imamów, którzy następowali po tym pierwszym. Było ich dwanaście osób. Grupa która wierzy w dwunastu Imamów nazywana jest szyizmem "dwunastkowców" (arab. Ithna aszarija), ponieważ jako szyici podążamy za ich naukami. Wierzymy, że wiedza Proroka Muhammada pochodzi od Boga i wiedza tych dwunastu imamów również pochodzi od Boga. Wierzymy, że byli oni ludźmi bez skazy, nie popełniali błędów i grzechów, ponieważ byli natchnieni przez Boga i znali naukę Proroka. W islamie mamy dwa główne religijne źródła tekstowe. Pierwszym z nich jest Koran, w którym całe objawienie i wszystkie zawarte w nim słowa pochodzą bezpośrednio od Boga. Drugim źródłem jest sunna4, czyli zbiory opowieści z życia Proroka, zawierające jego słowa i czyny. Sunnici wierzą tylko w słowa i czyny Proroka, zawarte w sunnie. Dlatego też nazywani są sunnitami. A w szyickiej kulturze, oprócz Proroka Muhammada, podążamy również dodatkowo za słowami i czynami 12 Imamów. Zresztą nazwa szia - znaczy zwolennicy, stronnicy (arab. szī’at Ali - stronnicy Alego), ponieważ jako szyici podążamy za Imamami i utożsamiamy się z tym co oni głosili. I to jest właśnie teologiczny aspekt pomiędzy szyitami i sunnitami. Ale najważniejszą różnicą między tymi dwoma drogami jest różnica metodologiczna. Na czym ona polega? Niektóre grupy sunnickie opierają się tylko na samych źródłach tekstowych (nie interpretując go i odczytując go dosłownie). Najważniejszą z nich była grupa zwana zaheri5, która wywodzi się jeszcze ze średniowiecza. Kolejną tego typu literalistyczną grupą jest szkoła hanbalicka6 (szkoła sunnicka). Jest również sekta wahhabicka7 (z Arabii Saudyjskiej), a także ISIS8. Wszystkie te grupy od strony metodologicznej łączy postrzeganie islamu tylko w oparciu o tekst źródłowy, w czym przypominają trochę kościół prawosławny w chrześcijaństwie. Jest także pewna grupa wśród sunnitów - hanafi9 , która wierzy tylko w rozum/racjonalizm. Żyją oni w Iranie, Indiach, Pakistanie i Afganistanie i innych miejscach. Oczywiście to także jest islam. Oni są podobni do protestantów w chrześcijaństwie, ponieważ tak jak protestanci bardziej opierają się na rozumowaniu, niż na samym świętym tekście. Oczywiście tak jak protestanci uznają też święty tekst (w przypadku protestantów jest to Nowy Testament), głównie jednak opierają się na osądzie własnego rozumu. Jest jeszcze inna grupa do której należą szyici. Wierzący zarówno w święty tekst i rozum. Ta kultura islamu w pewnym sensie jest podobna do katolickiej. Dla prawosławnych święty tekst jest najważniejszy, a protestanci kładą nacisk na osąd własnego rozumu. Kościół katolicki łączy natomiast święty tekst z rozumowaniem. Dlatego jeśli chodzi o metodologię szyici są najbardziej podobni właśnie do katolików. Inną ważną kwestią jest to, że niektóre grupy, szczególnie ISIS, nie uważają szyitów za muzułmanów. Te wszystkie grupy jak wahhabi, ISIS, i inne, które uważają tylko siebie za jedynych prawdziwych muzułmanów, nie uznają nie tylko szyitów za muzułmanów, ale również sunnitów. Te grupy nazywają się takfiri10 . W pewnym sensie z analogiczną sytuacją możemy się spotkać wśród chrześcijan. Przykładem są ortodoksyjni prawosławni, którzy nie uważają katolików za chrześcijan. Przyznam, że do niedawna nie zdawałam sobie z tego sprawy. Przekonałam się o tym podczas ostatniej podróży do Rosji, kiedy wraz z liczną grupą polskich katolików byliśmy serdecznie i otwarcie przyjmowani w różnych klasztorach prawosławnych, ale dopiero w monasterze prowadzonym przez ortodoksyjnych duchownych natrafiliśmy na pewien dystans. Polegał on na tym, że opat klasztoru przyglądał się nam z odległości kilkudziesięciu metrów - nie podszedł do naszej grupy, a jedynie wydelegował specjalnego wysłannika, który nas przywitał i oprowadził. Jak się potem dowiedziałam, ten dystans ortodoksyjnych prawosławnych wynikał właśnie z tego, że nas katolików nie postrzegają jako chrześcijan. Przypomniała mi się historia znajomego dziennikarza, który jest katolikiem i mieszka w Grecji. Jak pani wie, Grecy są również prawosławni. Zapytałem tego dziennikarza, czy jest mu trudno mieszkać w Grecji. Odpowiedział, że tak i przytoczył przykład pewnej rozmowy. Kobieta, która razem z nim pracowała zapytała go czy jest katolikiem czy chrześcijaninem. On jej odpowiedział, że jest katolikiem i chrześcijaninem. Ona odparła, że nie może być i katolikiem i chrześcijaninem, ponieważ jest się albo katolikiem albo chrześcijaninem… Zauważyłem, że papież Franciszek chce zmniejszyć te różnice między katolicyzmem i prawosławiem, wyrazem tego jest niedawne spotkanie z patriarchą Cyrylem, do jakiego doszło w Hawanie na Kubie. To było pierwsze takie spotkanie od prawie tysiąca lat. …Czyli od czasów schizmy. Wróćmy jednak do islamu, a konkretnie porównania szyitów z katolikami. To bardzo intrygujące zestawienie, które mnie zaskoczyło. Jak już wspomniałem, szyici są podobni do katolików pod względem metodologicznym. Wyznawcy obu tych grup religijnych wierzą w święty tekst i starają się żyć w oparciu o ten święty tekst, podchodząc zarazem do niego rozumowo. A zatem, ważne jest nie tylko słowo, ale i rozum, interpretacja. Najwięksi uczeni Kościoła katolickiego - w tym święty Tomasz z Akwinu - czerpali z nauk szyickich uczonych, tj. budowali system katolicki inspirując się naukami szyizmu. Rozumiem, że chodzi o przełom XII i XIII wieku, kiedy wraz z dotarciem Arabów do Europy, nasz kontynent wzbogacił się o nauki Arystotelesa, które wcześniej na tyle zafascynowały muzułmańskich uczonych, że obficie z tej myśli czerpali przy tworzeniu własnej kultury… Ogromny wpływ na kształtowanie myśli w tamtym czasie miał szyicki filozof Awicenna11 . Święty Tomasz z Akwinu korzystał z nauk Awicenny, bazując na jego myśli próbował wyjaśnić moc działania chrześcijaństwa poprzez jego naukę. I dlatego właśnie pod względem metodologii szyci w islamie są odpowiednikami katolików w chrześcijaństwie. W obu przypadkach używa się też podobnej terminologii. Z tego powodu można by szyitów nazwać czymś w rodzaju "katolickich" muzułmanów. Do szyitów zalicza się także alawitów z Syrii i tym tłumaczy się często poparcie dla Prezydenta Syrii Baszszara al-Asada. Czy można się dowiedzieć kim są alawici? Owszem, alawici na początku swojej historii byli szyitami. Jednak ze względu na różne zawirowania polityczne alawici byli odcięci od centrów filozoficznych i religijnych szyitów, w związku z czym doszli oni do nowej interpretacji szyizmu, która jest całkowicie odrzucana przez uczonych szyickich. Uczeni szyiccy nie uznają więc alawitów za szyitów. Doktryna alawitów w pewnym sensie jest podobna do chrześcijańskiej. Chrześcijanie wierzą w Boga Ojca, Jezusa12 Syna i Ducha Świętego, który łączy Ojca i Syna. Chrześcijanie wierzą w to, że Bóg w ciele ludzkim zszedł na ziemię. Chrześcijanie mówią o bólu i cierpieniu Jezusa (as) → [patrz. przyp nr 3], szczególnie podczas ukrzyżowania, aby zmazać grzech pierwszych ludzi. Chrześcijanie uważają, że Bóg przyszedł z Nieba do swoich ludzi, do swoich stworzeń, żeby być między nimi. Podobną ideę wyznają alawici, którzy uważają, że Bóg zszedł na ziemię pod postacią Imama Alego, żeby być wśród ludzi. I szyici tego nie akceptują. Szyici uważają, że Bóg nie może zejść na ziemię i stać się człowiekiem, ponieważ jest czymś wyższym. Według szkoły szyickiej Bóg dał ludziom imamów po to, żeby byli łącznikiem zwykłych ludzi z Bogiem. Ci imamowie poprzez bliższe relacje z Bogiem posiedli specjalną wiedzę, którą Bóg im objawił. Ta wiedza miała właśnie służyć do łączenia człowieka z Bogiem. Alawici nie mogą więc należeć do szkoły szyickiej i nie są do nich zaliczani przez naszych uczonych. Oni byli u swoich korzeni szyitami, ale dzisiaj już nimi nie są. Relacje syryjsko-irańskie są teraz bardziej polityczne niż religijno-teologiczne. W przeszłości były takie próby przywrócenia ich na właściwą drogę, na przykład podczas irańskiej rewolucji, która przypadła na czasy panowania Hafiza al-Asada - ojca Baszszara. W tamtym czasie Irańczycy byli bliżej Syrii, ale ojciec Baszszara chciał wtedy pokazać, że to Irańczycy są alawitami. Czy wpływ kulturowy pochodzenia - pomiędzy Persami i Arabami - ma wpływ na stosunki pomiędzy szyitami a sunnitami? To jest zachodnie postrzeganie Islamu. Niektórzy zachodni uczeni sugerują, że szyizm jest irańską interpretacją, a sunnizm arabską, ale to nie jest poprawne. To jest interpretacja Zachodu, a nie świata Bliskiego Wschodu. Korzenie szyizmu są w Koranie i to odnosi się do czasów Proroka Muhammada. Było to jeszcze przed dotarciem islamu do Iranu. W mojej książce pt. "Iran. Kraj boskiego rozumu" wyjaśniłem, że antyczna kultura Iranu była oparta na dwóch podstawowych filarach. Jeden to był rozum, a drugi to świętość, boskość. W czasach nadejścia islamu do Iranu zwykli ludzie - nie królowie - poczuli, że islam jest tym, czego szukali. Z jednej strony to było coś boskiego, świętego, a z drugiej coś rozsądnego. I dlatego zaakceptowali islam. Po kilku latach zrozumieli, że są różne prądy w islamie. I niektórzy Irańczycy zaczęli podążać za tym islamem szyickim, bo to było to, czego szukali - czyli ten święty tekst i rozum. I właśnie ta grupa była tam bardzo aktywna. Szyizm odegrał duże znaczenie w różnych okresach historii. Islam miał czterech kalifów po Proroku Muhammadzie: Abu Bakr, Umar, Usman i Ali. Na Półwyspie Arabskim, były też dwie ważne sunnickie dynastie: Umajjadów i Abbasydów. Kiedy Abbasydzi chcieli przejąć władzę [połowa VIII wieku, przyp. AP], to do swoich celów wykorzystywali i nadużywali wierzenia Irańczyków na temat szyizmu. Zwykli ludzie uwierzyli, że to właśnie Abbasydzi szukają tej właściwej drogi szyickiej. W związku z czym Irańczycy pomogli tej dynastii dojść do władzy. I tak, w obaleniu Umajjadów, Abbasydów wsparła armia, której główną siłę stanowili właśnie Irańczycy. Jednak gdy tylko Abbasydzi znaleźli się przy władzy, zaczęli wypierać islam szyicki. Dopiero w czasach dynastii safawidzkiej - było to ok. 500 lat temu - będący u władzy Safawidzi ustanowili pierwsze szyickie państwo. Od tego czasu Iran jest pod wpływem szyizmu. Obecnie większość Irańczyków - ok 90 proc. - jest szyitami. W Azerbejdżanie szyitów jest ok. 80 proc, a w Iraku ok. 60 proc. Szyici są także w Afganistanie, Pakistanie, Indiach, Libanie czy też w bardziej odległych krajach, takich jak Chiny. Duża populacja szyitów - około miliona osób - jest także w Rosji. To mieszkający głównie w Moskwie Azerowie. Większość pochodzi z Azerbejdżanu, ale są też wśród nich Rosjanie. Na świecie jest obecnie około 1,4 miliarda muzułmanów, z czego czterysta milionów stanowią szyici, a miliard to sunnici. Z punktu widzenia polskiego obserwatora zarówno Persowie i Arabowie są muzułmanami. Dlatego Polacy często nie potrafią was rozróżnić. Mogłabym prosić o przedstawienie problemu polskiemu czytelnikowi? Polacy nie znają nawet szyizmu, w związku z czym nie odróżniają też szyitów od sunnitów. Dlaczego tak się dzieje? W 2004 roku uczestniczyłem w dużej konferencji międzynarodowej w Barcelonie, pod nazwą Parlament religii. Jeden z paneli dotyczył szyizmu. Wzięło w nim udział około osiem tysięcy osób z wielu krajów świata. Uczestnikami tej części seminarium byli przedstawiciele różnych religii, w tym chrześcijanie, muzułmanie i hindusi. Kiedy zaczęliśmy rozmawiać o szyizmie, to pierwsze pytanie jakie się pojawiło brzmiało: czym jest szyizm? A przecież byli tam także obecni wysocy rangą duchowni liderzy religijni. Ten brak wiedzy na temat szyizmu wynika zapewne z tego, że większość wśród muzułmanów stanowią sunnici. Myślę też, że w ogóle wiedza o islamie jest niewielka. A może chodzi po prostu o to, że pieniądze są w rękach Arabii Saudyjskiej [gdzie dominuje islam sunnicki, w tym wahhabizm - przyp. AP]. Jak wiadomo, Stany Zjednoczone obawiają się tych pieniędzy. W internecie dostępny jest film, pokazujący spacerującego Baracka Obamę obok króla Arabii Saudyjskiej. Na nagraniu widzimy jak prezydent Stanów Zjednoczonych maszeruje obok saudyjskiego przywódcy niczym jego sługa. O czymś to świadczy. I jeśli poszłaby pani na jakiekolwiek studia orientalistyczne, to przekona się pani, że Arabia Saudyjska stoi za finansowaniem wszelkich ośrodków orientalistycznych, właśnie po to, aby pokazywać islam, takim który oni uważają za właściwy. Podobnie jest z mediami. Dlatego pani zadaniem - jako dziennikarki - jest wziąć na siebie tę odpowiedzialność, aby wyjaśnić polskiemu czytelnikowi, czym jest szyizm, także w kontekście różnic i podobieństw między szyizmem a Kościołem katolickim. Iran z dużą niechęcią odnosi się do ruchów fundamentalistycznych takich jak Talibowie i ISIS. Przecież to także muzułmanie i to wrodzy westernizacji i liberalizmowi. Skąd więc ta niechęć? ISIS i Talibowie należą do tych grup o których wcześniej mówiłem, a Irańczycy są w grupie szyitów. ISIS i Talibowie to grupy ekstremistyczne w Islamie i są wrogami szyitów i Iranu. To z jednej strony. Z drugiej strony jesteśmy przeciw każdemu przejawowi ekstremizmu, zarówno religijnemu jak i w każdej innej postaci. Najpierw chciałbym wyjaśnić tę ideę ekstremizmu. Powinniśmy zrozumieć, że są dwie gałęzie ekstremizmu: religijny i niereligijny. Pośród tych religijnych, są trzy główne: islamski, żydowski i chrześcijański. Ekstremizm islamski, to ISIS, Talibowie, Al-Kaida. Ekstremizm żydowski to jest syjonizm. Chciałbym zaznaczyć, że nie jesteśmy przeciwko judaizmowi - żydzi żyją w Iranie, gdzie mają swoją reprezentację w parlamencie, własne świątynie, organizacje, szkoły, szpitale. Ja sam mam kolegów wśród żydowskich uczonych w Iranie i poza Iranem. My jesteśmy przeciwko syjonizmowi, bo to jest żydowski reżim Izraela. Jeśli chodzi o ten ekstremizm chrześcijański, to pojawił się on w Stanach Zjednoczonych w czasach rządów Busha. Chodzi o ruch, który my nazywamy ewangelikami. To jest taki rodzaj chrześcijańskich ekstremistów ewangelickich. Są jeszcze ekstremizmy niereligijne, np. ideologia liberalnej demokracji. Zakłada ona, że cały świat musi być pod tą ideą liberalnej demokracji. I z mojego punktu widzenia to także jest ekstremizm. Wyjaśniłem to w 2008 roku w Davos w Szwajcarii. Nagranie z mojego wystąpienia jest dostępne w internecie. Dyskutowałem o tym z byłym premierem Wielkiej Brytanii i byłym premierem Malezji i powiedziałem im dokładnie to samo. Pan Badawi, były premier Malezji potwierdził moje słowa w dyskusji. Reasumując, nie jesteśmy przeciw religii, tylko przeciwko ekstremizmowi religijnemu, który tak naprawdę występuje przeciwko religii. Tak jak ekstremizm żydowski jest przeciwko judaizmowi, chrześcijański przeciwko chrześcijaństwu, to ekstremizm muzułmański występuje przeciwko islamowi. A jaką rolę w ekstremizmie muzułmańskim odgrywa wahhabizm? Ruchy takie jak ISIS, Al-Kaida czy Talibowie, mają swoje korzenie w wahhabizmie. Wszystkie te grupy odwołują się do wahhabizmu. Czy islam i chrześcijaństwo mogą współpracować w niektórych kwestiach? Np. ochrona wartości rodzinnych i życia poczętego? Jaki jest stosunek islamu do aborcji? Jeśli chodzi o rodzinę i aborcję, mamy bardzo podobne zdanie. Aborcja jest całkowicie odrzucona przez islam (dopuszcza tylko w wyjątkowych sytuacjach, ale nie jest to łatwe do zrobienia). W islamie rodzina jest tym, na co kładzie się największy nacisk. I jak zapewne pani wie, homoseksualizm jest całkowicie odrzucony przez islam. Jest wiele podobieństw jeśli chodzi o chrześcijaństwo i islam w różnych dziedzinach, szczególnie jeśli chodzi o szyizm i Kościół katolicki. Kilka miesięcy temu byłem gościem papieża Franciszka, a dziesięć lat wcześniej spotkałem się z papieżem Benedyktem XVI. Papieżowi Franciszkowi powiedziałem, że z mojego punktu widzenia współpraca między muzułmanami a chrześcijanami, jest jak współpraca między Jezusem, a Prorokiem Muhammadem. Mamy podobne cele i wartości. Oczywiście są różnice, dotyczą one interpretacji, a często nawet nie interpretacji, a tylko terminologii. Uważam jednak, i wierzę w to, że jeśli będzie możliwość współpracy między katolikami i szyitami, to wtedy będziemy zdolni zbudować bardziej bezpieczny i bardziej pokojowy świat. Jakiś czas temu spotkałem się z przedstawicielami Watykanu z wydziału ds. pokoju i bezpieczeństwa międzynarodowego, na czele którego stał afrykański biskup. Podczas wspólnej rozmowy zauważyliśmy, że jest bardzo dużo podobieństw jeśli chodzi o słowa, poglądy czy terminologię. Kiedy ja zaczynałem zdanie, biskup je kończył. Uzupełnialiśmy się nawzajem i powtarzaliśmy swoje słowa. Biskup powiedział, że islamska kultura jest mu bardzo bliska, że jest dużo pól do współpracy między nami. A jeśli chodzi o Polskę? To jest moja pierwsza wizyta w Polsce. Podczas tych kilku dni zauważyłem, że katolicyzm jest bardzo zakorzeniony w tym kraju. Właśnie ta religijność obu narodów jest potężnym polem do współpracy między Polską i Iranem. Wcześniej mieliśmy ekonomiczną współpracę, ale teraz nadszedł czas na współpracę religijno-kulturalną. I mam nadzieję, że będę mógł pomóc w drodze do tego. W różnych krajach próbowałem utworzyć takie centra do spraw współpracy między dwoma religiami. W 2002 roku byłem jednym z założycieli Światowego Stowarzyszenia Liderów Religijnych. Przedstawicielstwo tej organizacji mieści się w Nowym Jorku. Działam w ruchach religijnych na całym świecie. Uczestniczyłem w Konferencji Parlamentów Religijnych w Barcelonie, Konferencji Dialogów w Kazachstanie (2006 rok), Konferencji Międzyreligijnego Dialogu pomiędzy Iranem i Rosją, Międzynarodowym Dialogu między Iranem a Grecją (były arcybiskup Grecji jest moim przyjacielem). Uważam, że jest bardzo dużo możliwości do współpracy na polu religijno-kulturalnym między Polską i Iranem. Mam nadzieję, że przedstawiciele Kościoła w Polsce będą gotowi do takiej współpracy. Mam też nadzieję, że polskie media odegrają w tym pozytywną rolę, podobnie jak uniwersytety i centra naukowe. Liczę, że dzięki organizacjom religijnym, mediom i centrom naukowym będzie można przyspieszyć współpracę, że będziemy mogli działać wspólnie i założyć jakiś ruch, także w celu wspólnego działania na rzecz międzynarodowego bezpieczeństwa. 1. Muhammad - po polsku Mahomet - znaczy Wychwalony albo Wysławiony. Chociaż samo słowo jest czysto arabskie, jako imię nie było spotykane w tamtych czasach u Arabów. Muzułmanie bez względu na swoje pochodzenie i kraj w którym mieszkają używają jego rdzennej nazwy, nie wymieniając na inne języki. 2. skr. saws - salla Allahu alayhi wa-alihi wa-sallam. Ajatollah używał tych zwrotów za każdym razem kiedy wymieniał imię Proroka Muhammada. Muzułmanie wymawiają w języku arabskim tę formułę, która oznacza: Niech pokój i błogosławieństwo Boga będą z nim i jego rodziną. 3. skr. as - alayhi as-salam. Wspominając imiona pozostałych proroków (w tym Jezusa, którego muzułmanie również uważają za proroka) oraz 12 imamów wypowiada się tę formułę w języku arabskim, która oznacza: Niech pokój będzie z nim. 4. sunna - zbiory hadisów - opowieści z życia Proroka Muhammada (zm. 632), opisujące jego słowa i czyny, przekazywane przez kolejnych narratorów. 5. zaheri - sunnicka szkoła prawna, funkcjonująca w okresie średniowieczna. Charakteryzowała się skrajnie dosłowną interpretacją tekstów religijnych. 6. hanbalizm - jedna z czterech głównych szkół w islamie sunnickim, jego nazwa wywodzi sie od jej założyciela, teologa Ahmada Ibn Hanbala (zm. 855). Jest to najbardziej rygorystyczna i konserwatywna ze szkół. Cechuje się dosłowną interpretacją Koranu oraz wybranych hadisów(sunny) nie dając pola dla indywidualnego osądu prawników. 7. wahhabizm - ruch polityczno-religijny, który wyłonił się w XVIII w Arabii. Twórcą był Muhammad ibd Abd al-Wahhab (zm. 1792). Przez szyitów uznawani za sektę. 8. ISIS - współczesna organizacja terrorystyczna (tzw. Państwo Islamskie) działająca na terytorium Syrii i Iraku. 9. hanafizm - jedna z czterech głównych sunnickich szkół prawa muzulmańskiego, wywodzącej się od teologa Abu Hanify (zm. 767). Jest uważana za mniej rygorystyczną niż inne szkoły, gdyż obok przestrzegania norm Koranu i tradycji muzułmańskiej (sunna) dopuszcza także indywidualny osąd prawników przy rozstrzyganiu pewnych norm lub kwestii prawnych. 10. takfiri - ekstremiści, którzy oskarżają innych muzułmanów o bycie kafirem - niewierzącym, niewiernym - tylko dlatego, że nie zgadzają się z ich ideologią. Oskarżenia dotykają nie tylko muzułmanów, ale również wyznawców innych religii, np. chrześcijan. 11. Awicenna - wybitny filozof i lekarz (ur. 980, zm. 1037), pochodził z rodziny o korzeniach irańskich. 12. Jezus - Jego osoba zajmuje w religii muzułmańskiej bardzo ważne miejsce. W przeciwieństwie jednak do chrześcijan, muzułmanie nie uważają Jezusa za Boga, czy Syna Boga, a za jednego z najważniejszych Proroków zesłanych kiedykolwiek przez Boga (Koran: 5:72-76, 5:116-117, 4:170-172). Nie wierzą również w Jego ukrzyżowanie (4:156-159, 3:51-55), natomiast oczekują Jego ponownego przyjścia pod koniec czasów (43:51-66). Muzułmanie wierzą w niepokalane poczęcie Jezusa (3:42-47, 3:59). Matka Jezusa - Maria jest uznawana w islamie za jedną z najwspanialszych kobiet w tym świecie i przyszłym, której Koran poświęca cały rozdział nazywając go jej imieniem (Koran: sura 19:Mariam). Wywiad pierwotnie ukazał się na portalu Opinie przedstawione przez ajatollaha Tehraniego nie wyrażają stanowiska ani poglądów redakcji.

różnica między katolikiem a chrześcijaninem